piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 22 - Żegnaj...

     Przez chwilę mierzyli się jedynie pełnym nienawiści spojrzeniem, lecz po chwili ruszyli na siebie, krzyżując między sobą kunaie. Mimo rzęsistego deszczu oraz grzmotów, dźwięk uderzającego metalu był doskonale słyszalny. Blondyn zatarł się mocniej pietami o ziemie i nim zwiększył dystans między nim, a Uchihą, drasnął chłopaka czubkiem kunaia w ramie, uśmiechając się przy tym z zadowolenia. Jednakże Sasuke nie przejął się tym zbytnio, jakby skupiał swoją uwagę zupełnie gdzie indziej. Namikaze zmrużył oczy, przyglądając się uważniej kruczowłosemu. Aż w końcu zrozumiał...
 - Nee, Sasuke... Zabawmy się trochę. - mówiąc to chłopak, pojawił się przed ciemnookim, następnie z pięści uderzył go w brzuch.
Naruto musiał odciągnąć Uchihe, jak najdalej od swoich przyjaciół, a szczególnie, jak najdalej od niej. Ta walka miała być tylko ich. Oczywiście Sasuke aktualnie nie posiadał się ze złości, plując na każdą stronę krwią i próbując postawić się na nogi.
 - Nie rozumiem. Ta bitwa będzie decydująca dla wszystkich, a mimo to... nie traktujesz jej na poważnie. - powiedział Sasuke, patrząc prosto w niebieskie oczy Naruto, po chwili zamienił się w zwykły kawałek drewna.
Uzumaki zaklął siarczyście, następnie obracając się na pięcie, ujrzał swojego dawnego przyjaciela, biegnącego w stronę ludzi, z którymi blondyn nie chciał, aby się spotkał. Błyskawicznie ruszył w tę stronę, rzucając w niego kunaiami oraz shurikenami, których skutecznie omijał. Przyśpieszył, a gdy był blisko niego, złapał go za tył mokrej koszuli, po chwili skupiając chakre w dłoniach, pociągnął do tyłu. Śliski grunt spowodował, że obaj upadli na ziemie. Przez chwilę tarzali się na ziemi, zadając sobie ciosy, ale... nagle zamarli, słysząc potworny wybuch w miejscu, gdzie zostawili resztę. Popielaty dym unosił się wysoko w górę, a pobliskie drzewa zapalały się, a po chwili gasły, ugaszone przez deszcz. Toczyło się tu istne piekło. Naruto udało się skupić jako pierwszemu na powrót swoją uwagę. W końcu im szybciej zakończy tą walkę, tym prędzej będzie mógł pomóc przyjaciołom. Z tym postanowieniem podniósł się błyskawicznie z ziemi, następni wszedł w Tryb Mędrca. Im częściej go używał, tym szybciej udawało mu się skumulować odpowiednią ilość czystej energii. Wykonując prosta pieczęć, stworzył 2 klony i, gdy miał zamiar przejść do tworzenia rasenshurikena, poczuł, jak w ekspresowym tempie zbliża się do niego Sasuke. Jedną z jego rąk oświetlała poświata chidori, które miał wycelowane w pierś blondyna. Namikaze zdążył w ostatniej chwili zrobić odpowiedni unik, ażeby Uchiha nie dał rady zrobić poważniejszych szkód.
  Jeżeli miał być szczery to ich walka przypominała dotychczas zabawę w kotkę i myszka. Niby coś jest, ale za chwilę któryś znika, bądź ucieka... To wszystko dla tego, że Naruto, jak kretyn chciał wierzyć, że kruczowłosy tak naprawdę jest dobrym człowiekiem, Uzumakiemu po prostu śni się zły sen. Jednakże jaki dobry człowiek, przyjaciel celuję zabójczą technikę w pierś innego człowieka, przyjaciela?
 - SASUKE!!! - krzyknął Naruto w kierunku burzowego nieba i... potem się nie ruszał....
Atmosfera zrobiła się niezwykle ciężka i gęsta, że można byłoby ją kroić nożem. Ciemnooki czekał w skupieniu, lecz powoli zaczął się niecierpliwić. Aż w końcu, gdy jego stalowe nerwy były na wyczerpaniu, blondyn niespodziewanie zniknął mu z oczu, a na szyi poczuł zimy metal w którego stukały rytmicznie krople deszczu.
 - Wiesz... nie powinieneś lekceważyć przeciwnika. - szepnął, następnie kumulując czakrę w dłoni uderzył chłopaka w plecy, przecinając lekko skórę na szyi Uchihy.
Jednakże Sasuke nadal stał stabilnie na nogach, po chwili odchylił głowę do tyłu wybuchając gromkim śmiechem. Spowodował tym również głębsze zadanie rany na szyi (Naruto nie umie trafić w tętnice ;_: dop. Zbuntowanej),  a także coraz bardziej zdziwione spojrzenie blondyna. I... chwila zwykłej nie uwagi... pozycję się zmieniły. Na mokrą glebę, poleciał strumień krwi. Zagrzmiało. Zaskoczony niebieskooki, patrzy przerażony na dłoń kruczowłosego, wystającą z jego brzucha. Wzrok mu się zamazuję, usilnie próbuje nie stracić przytomność. Cholera, czy w takim miejscu przyjdzie mu umrzeć? Nie spełniając swoich marzeń i pragnień? Nie naprawiając głupich błędów...?

 - Jak myślicie, powinniśmy mu pomóc? - spytał Kiba, pomagając Nejiemu unieruchomić znokautowanego Orochimaru oraz Kabuto.
 - Nie. To walka jedynie pomiędzy tym dwojgiem. - odparł Shikamaru, siedząc pod ogromnym dębem, który bardzo dobrze sprawdzał się w roli ochrony przed deszczem. Nara nie poszedłby z tego miejsca nawet na chwilę, choćby walnął je piorun.

   Z całych swoich sił, stara się podnieść (jakby) sklejone powieki do góry. Czuję, że uśmiecha się lekko, kiedy uchylił je o parę milimetrów. Zamazanym wzrokiem spogląda na buty Sasuke, który znajduję się przed nim. W głowie mu szumi, gdy czuję, jak brudna woda z kałuży leci wprost na jego twarz. Krztusi się, kiedy ciecz dostaję mu się do buzi. Zaskoczony zdaję sobie sprawę, że siedzi, a jego niebieskie tęczówki patrzą się tępo przed siebie. Ale już nie był na polu bitwy, a... w domu. Do uszu Uzumakiego dobiega natarczywe pukanie do drzwi o które się opiera. Dobrą chwilę później walenie w drzwiczki ustaję, następnie słyszy rozpaczliwe krzyki Hinaty:
 - Naruto, do cholery wiem, że tam jesteś! Czy naprawdę musisz być aż tak głupi i niszczyć sobie przyszłość? Wiesz co ci powiem? Jesteś zwykłym tchórzem, który nie umie poradzić sobie ze swoim życiem! Jeżeli naprawdę ci na mnie zależy rusz ten swój zajebisty tyłek z kanapy i  przestań się nad sobą użalać! [...]
Czy to było wspomnienie? Czy te zdarzenie miało już miejsce?
   [...] Trzymał ją w swoich dwunastoletnich ramionach, mocno. Bał się, że jeżeli ją puści, ta pryśnie, jak mydlana bańka. W końcu słysząc jej ciche zapewnienie na temat stanu własnego zdrowia, puścił ją niechętnie. Oczywiście nie powstrzymało to Naruto od dodania własnego komentarza. 
 - Masz szczęście, że siedzisz obok mnie. - szepnął, następnie dodał z błyskiem w oku - Sasuke, potrafi naprawdę wkurzyć. [...]
   [...] Rozbawiony przyglądał się Sakurze, która, jak rzep uczepiła się "swojego Sasuke-kuna". Skierował wzrok trochę bardziej w bok, gdzie ujrzał zażenowanego anioła, który przestępując z nogi na nogę nie wiedział co ze sobą zrobić. Namikaze z gracją godną samego Lucyfera, podszedł do granatowowłosej.  
 - Uciekamy? - mówiąc to, spoglądał w jej mleczne tęczówki. Wiedział, że dziewczyna poszłaby za nim nawet do piekła. [...]
Dlaczego teraz? Teraz, kiedy jedną nogą był w grobie, utracone wspomnienia powracały. Jedno po drugim...
   [...] Tej nocy na niebie było pełno gwiazd. Po ciężkim treningu wracał wreszcie do domu. Prawdopodobnie nie miał siły nawet już myśleć, ponieważ skręcił w niewłaściwą uliczkę przez co błądził teraz po ciemku na terenie rodu Hyuuga. Przystanął na chwilę, aby rozejrzeć się po okolicy. W pewnym momencie przed oczami pojawiły mu się granatowe włosy. Zaczął intensywnie się rozglądać, gdy ujrzał obiekt swoich dość częstych rozmyślań. Siedziała na parapecie okna, a białe firanki pieściły jej plecy. Po jakimś czasie rozpłakała się. Automatycznie wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny, lecz po chwili cofnął ją dość gwałtownie, jakby się oparzył. Zaciskając usta w wąską kreskę, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę swojego domu. [...]
   [...] - Sasuke, dopiero umarł Trzeci Hokage. - powiedział cicho błękitnooki
Zacisnął ręce w pięści, słysząc jego obrzydliwą odpowiedź. Unosząc wysoko głowę, czuł jakby para wydobywała się z jego uszu. Nie mógł patrzeć, jak ją traktował. W końcu nie wytrzymał, uderzył go. Mocno.
 - Nie. Hinata nie będzie twoja kolejną zabawką. Sama potrafi podjąć decyzję z kim chcę spędzić czas, a ty z pewnością nie jesteś osobą, która może o tym decydować. - wycedził przed siebie, pochylając się nad Uchihą. 
W odpowiedzi dostał "serdecznego" kopa w brzuch. Zatoczył się do tyłu, następnie splunął krwią. Zamierzał mu oddać dwa razy mocniej, gdyby nie jej płacz. Rzecz, której tak bardzo nienawidził.
 - Przestańcie, proszę przestańcie...
 - Hinata... - zaczął Uzumaki, prostując się
 - Myślę, że dobrze będzie, gdy zostanę trochę sama. Przepraszam.
Patrzył, jak biegła ani razu nie odwracając się. Może i lepiej, że nie dane było dziewczynie zobaczyć, jak go zraniła [...]
   [...]  Niebieskooki puścił technikę przed siebie i ile sił w nogach pobiegł w stronę granatowowłosej. Zasłonił ją swoim ciałem, przyjmując technikę na siebie. Odwrócił lekko głowę w jej stronę, uśmiechając się szeroko. Po chwili poczuł przeszywający ból w okolicach nerek. [...]
   Zapomniane chwile z życia wracały do niego, jak małe szczeniaki, które potrzebują mleka matki. Odzyskał dla niego rzecz cenną i miał się podać? Tak po prostu umrzeć? Nie ma mowy...
   ...W głowie mu szumi, gdy czuję, jak brudna woda z kałuży leci wprost na jego twarz. Krztusi się, kiedy ciecz dostaję mu się do buzi. Każdy z pięciu zmysłów uderza w niego, niczym potężna fala, uświadamiając mu w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł. Leżał w kałuży pełnej brudnej wody wymieszanej z jego krwią. Był całkowicie przemarznięty i przemoczony, a ubranie miał podarte. Deszcz uderzał o ziemie, a na niebie rozlegały się grzmoty. Otworzył oczy, następnie zacisnął ręce w pięści, widząc jak jego podkoszulka przesiąka krwią. Sasuke kucał nieopodal niego aż nazbyt pewny swojej wygranej. Mówił coś na temat: "Ta walka od samego początku była z góry przesadzona". Naruto zaciskając zęby, przewrócił się na brzuch. Syknął z bólu doskonale zdając sobie sprawę, że jego rana była bardzo poważna i nadal mocno krwawiła. Spojrzał na Uchihe, który zdawał sobie nie zdawać sprawy co dzieję się wokół niego niego, ponieważ wciąż ciągnął swój "fascynujący" wykład. Namikaze drżąc na całym ciele, zaczął się podnosić.
 - Przestań pieprzyć. - warknął blondyn, stojąc już na nogach, następnie zaczął się prostować.
Kruczowłosy zaskoczony przerwał w połowie słowa, po chwili otrząsnął się z szoku. Kiedy układał swoje ciało do pozycji obronnej, zamarł niespodziewanie, nie potrafiąc drgnąć o milimetr.
   "Nie możesz się ruszyć, prawda Sasuke? Trucizna nareszcie zaczęła działać." - pomyślał Uzumaki, następnie wyjął kunai z którego skapywała trucizna. Ta sama broń, którą nie raz zranił Uchihe. Czasem opłaca się mieć tak zwane kontakty, czyli Maru - dziewczynę Gaary.
   Upuszczając kunai na ziemie, zebrał ostatki chakry i uaktywnił Tryb Bijuu.
 - Mini Rasenshuriken... - powiedział, wiedząc, że Sasuke nie ma szans.
Nim technika dorwała ciemnookiego, Uzumaki zaczął niebezpiecznie chwiać się na nogach. Upadał.
 - Żegnaj... - szepnął, uderzając o ziemie.
Nastała ciemność; Przez niebo przedziera się krzyk...

   Sakura wyszła ze szpitala, chcąc odpocząć przez chwilę, a także odetchnąć świeżym powietrzem. Przestało padać, czuć było wilgoć, zaś na niebie ukazywało się słońce. To chyba dobry znak, czyż nie? Noc przerodziła się w wilgotny poranek. Uśmiechnęła się lekko, gdy w oddali zauważyła sylwetki ludzi o których bardzo się martwiła. Zacisnęła usta w wąską kreskę, patrząc, jak biegną w jej stronę cali poobijani. Wszyscy.
   Posłała im ciepły uśmiech, ale i ten zniknął, dając miejsce łzom. "To niemożliwe!" - krzyczy w duchu, chociaż wcale w to nie wierzy.
 - Gomen, Saki. - mówi Shikamaru, nie potrafiąc spojrzeć jej w oczy.
Dziewczyna kiwa jedynie głową, nic nie mówiąc. Musiała stąd uciec, inaczej zwariuję. Wbiega do szpitala, a po jej policzkach ciekną łzy. Zasłania usta ręką, płacz Sakury się nasila. Mija zaskoczoną Tsunade z Ino, nie przejmując się tym. Wciąż biegnie przed siebie, w końcu braknie jej tchu. Opiera się o jedną z zimnych ścian, następnie zsuwa w dół. Przyciąga kolana do siebie, następnie kładzie na nich głowę. "Nie mogę uwierzyć, że znów ronię przez ciebie łzy... " - pomyślała, zatracając się w płaczu.

   Szpitalna sala, a w niej pacjent, który odzyskuję przytomność. Powoli otwiera zaspane i ciężkie powieki. Cale ciało miał obolałe. Bolało go dosłownie wszystko, nawet włosy. Nie mógł poruszyć się nawet odrobinkę, ponieważ zaraz zwijałby się z cierpienia. Zaczęło mu dokuczać pragnienie, jakby miliony rozjarzonych kamieni węgielnych ktoś mu tam włożył. Jednakże nim zdążył całkowicie otworzyć oczy, w magiczny sposób woda wlewała mu się do jamy ustnej. Pił bardzo łapczywie, nie chcąc zmarnować ani kropli. W końcu odetchnął głęboko, opadając na poduszki. Nie zwrócił uwagi na ból, patrzył jedynie w zmęczone oczy Haruno Sakury.
 - Saki, ja... - zaczął, lecz przerwała mu machnięciem ręki.
 - Nie martw się, jest okej. Po prostu odpoczywaj... Naruto. - wstała, następnie wyszła ze szpitalnej sali.
Zostawiła go samego z własnym myślami, wiedząc, że tego właśnie potrzebuję. Namikaze przeżył, a Sasuke...? Skupiając chakre, mimo, że był po poważnej operacji, zaczął szukać jego (chakry), ale... Nie potrafił znaleźć, a Uchiha nie mógł uciec, ponieważ trucizna miała działać bardzo długo. A przecież wyczuwał doskonale chakre Orochimaru z Kabuto, co oznacza jedno... Uzumaki był mordercą, który zabił eks-przyjaciela. Po policzkach pociekły mu łzy. Wściekły, zacisnął mocno pięści na pościeli, nie zważając na ból, przez który aż pociemniało mu przed oczami. Z jego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk agonii. Rana na brzuchu ponownie mu się otworzyła, a kołdra zaczęła przybierać szkarłatny odcień. Do sali wpadli jacyś ludzie. Poczuł się niezwykle przyjemnie, gdy stracił kontakt ze światem.

***

   Obudził się dopiero następnego ranka z tą różnicą, że na krześle siedziała Tsunade. Przyglądała mu się z troską, a pod jej oczami, wyraźnie rysowały się ciemne worki. Na niej również ostatnie wydarzenia odcisnęły swoje piętno. Sięgnęła po szklankę z wodą, którą ostrożnie mu podała. Naruto chwytając ją w obie ręce, przyłożył do ust, gdy zdał sobie sprawę, że nie da rady niczego przełknąć. Nawet pomimo silnego pragnienia. Odłożył szklankę na szafkę, następnie ze skruchą spojrzał w brązowe oczy kobiety.
 - Ja... zabiłem go, prawda? - spytał, chociaż pytanie z niezwykłą trudnością przecisnęło mu się przez jego popękane usta.
 - Tak. Jednakże wiedz, że nikt cię nie obwinia. Każdy z nas zdawał sobie sprawę, że może do tego dojść. - powiedziała spokojnie
 - To mnie nie usprawiedliwia. - odparł gorzko
 - Naruto Namikaze Uzumaki... powiedz mi, co ja mam z tobą zrobić? Każdemu czasem podwinie się noga, a sztuką jest, aby nikt tego nie zauważył. Oraz owszem, zabiłeś Sasuke, ale czy naprawdę myślisz, że on, by cię oszczędził?
 - Tsunade... - zaczął
 - Morderstwo to nie koniec świata. Żyjemy w świecie, w którym każdy poplamił sobie ręce krwią.
Nie wytrzymał, wybuchnął płaczem. Poczuł, jak kojące ręce babuni głaszczą go po plecach, uważając na jego rozmaite obrażenia. Ukryty w ramionach Hokage, wylewał z siebie całe cierpienie.

***

   Jakiś czas później, po zjedzeniu sporego obiadu, usłyszał ciche pukanie do drzwi. Podciągnął się na łokciach do pozycji siedzącej, następnie ochrypłym głosem, krzyknął zwykłe "wejść". Miał nadzieje, że nie miał już opuchniętych oraz czerwonych oczu, które były skutkiem obfitego płaczu. Nie mógł okazać już więcej tego typu słabości. Jeżeli chodzi o Sasuke... po prostu się z tym pogodził oraz będzie żyć dalej, jak gdyby nigdy nic. W końcu nie można zbyt długo się nad sobą użalać.
   Patrzył, jak drzwi w dość powolnym tempie zaczęły się otwierać. Po chwili ujrzał postać Hinaty, idącej o kulach z jedną nogą gipsie.  "Ah, trzeba było ją od razu wziąć do szpitala" - skarcił się w duchu.
   Uśmiechnął się lekko, następnie zaczął bardzo poważnie zastanawiać w jaki sposób przekazać jej wiadomość o powrocie pamięci. Patrzył, jak dziewczyna niepewnie podchodzi do łóżka. Naruto widząc to wzdycha jedynie, następnie pyta żartobliwie:
  -Gdzie zgubiłaś nogę?
Hyuuga pali buraka, jednakże stoi na wyciągniecie ręki od Uzumakiego co ten sprytnie wykorzystuję. Łapie ją za nadgarstek, następnie ciągnie w swoją stronę. Jeszcze bardziej czerwona na twarzy, opiera się jedną ręką o tors Naruto, a jej granatowe włosy, łaskoczą go po twarzy. Namikaze poluźnia lekko uchwyt, jednakże nadal nie puszcza dłoni dziewczyny.
 - Pamiętasz, jak kiedyś zabrałem cię na ramen? A dokładniej w dniu naszego pierwszego spotkania. Powiedziałem wtedy: "Hinato, chcę żebyś wiedziała, że zawsze możesz na mnie liczyć". Więc głupia ty, nie patrz się na mnie już takim wzrokiem, a daj w końcu pocałować.
 - Ty... - zaczęła, lecz przerwała, czując jego silną dłoń na karku.
Na początku tylko musnął jej usta, spoglądając w mleczne oczy Hyuugi. Nie protestowała, na upartego mógł nawet powiedzieć, że prosiła go o więcej. Z uśmiechem złożył na jej malutkich usteczkach delikatny pocałunek, który ochoczo odwzajemniła.

   Była szczęśliwa, ale nic nie trwa wiecznie, prawda? Musiała zakończyć to błędne koło, nim będzie za późno...

~♥~


Witam wszystkich serdecznie! 
Jeżeli chodzi o ten rozdział to trochę śmiesznie wyszło. Po 3/4 miesiącach, napisałam go w niecałe 4 godziny jakieś dwa tygodnie temu. A raczej prawie, bo fragment zaczynający się od " Przez chwilę mierzyli się jedynie pełnym..." do "Nie naprawiając głupich błędów...?", napisałam jakiś miesiąc po zawieszeniu. 
Hm... jak tak teraz patrzę to jest mój najdłuższy rozdział, a wynosi on około 6 stron. A stało się tak, ponieważ połączyłam oba wcześniej planowane rozdziały. Z tego powodu też czeka was jeszcze jeden rozdział (ostatni) + Epilog, ale nie będzie on tak długi jak ten :/
Ale uszy do góry! Jeszcze dwa opowiadania zostały :)
Ahh! Zapomniałabym! Dzisiaj mija pierwszy rok bloga (i rok od kiedy obie stałyśmy się blogerkami ^^) :D Szczerze mówiąc, sama się dziwie, że ten czas tak szybko zleciał.
Pewnie już was nudzi moje ględzenie, więc chciałabym Wam za wszystko podziękować i tymczasowo żegnam :*

środa, 16 lipca 2014

Sasori & Rozalia - Dopóki żyję...



   Drogi Czytelniku, znasz powiedzenie "Przeznaczenia nie oszukasz"? Co powiesz, aby podważyć ten fakt? Życie ludzkie jest niebywale kruchą rzeczą. Zrobisz jeden, błędny ruch i to twój koniec. Ale... Czy tak na pewno musi być?
   Drogi Czytelniku, słyszałeś kiedyś o Czerwonym Skorpionie - Akasunie no Sasorim? "Potknął się", a teraz nie żyję. Jednakże, czy jego historia musiała się skończyć właśnie w ten sposób? Dla jednego ludzkiego życia jest nieskończenie wiele możliwych scenariuszy. Jednak nasz los i tak wybiera za nas, czyż nie?
   Drogi Czytelniku, myślę, że źle zaczęłam tą opowieść. Bo wiedzieć muszę jedno mój Drogi Czytelniku: czy wierzysz w przeznaczenie?

   Późną porą w stronę bramy wioski zmierzało pięcioro ludzi. Spod jednego z kapturów zamaskowanych postaci, wyraźnie wystawało biało-czerwone nakrycie głowy, jakie noszą Kage. Przybysze spojrzeli ze śmiechem na dwóch śpiących wartowników, pilnujących bramy wioski.
 - Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze ktoś ich napadnie, a oni nawet niczego nie zauważą. - powiedział jeden z nich, prychając przy tym z pogardą.
 - Zachowuj się. - upomniał go drugi, uderzając przy tym boleśnie chłopaka w tył głowy.
Po paru przekleństwach pod nosem, ruszył za resztą.
 - Jak mam być spokojny, skoro to właśnie im, mam ją powierzyć pod opiekę? - szepnął cicho, odchylając głowę do tyłu.
Przy tym zabiegu, jego kaptur lekko się sunął, ukazując przy tym kilka ognistych kosmyków. Tą osobą był oczywiście Akasuna no Sasori - członek ANBU z wioski Piasku.
   Nadal nie zadowolony z obrotu wielu spraw, poprawił jedynie kaptur, następnie wzdychając ciężko ruszył za towarzyszami.

~ Około 5 dni później ~

 - Ro, zobacz! Skończyłem ją wreszcie! Jest tak samo wspaniała, jak ja, prawda? - krzyczał uradowany chłopak, machając jej przed nosem swoją nową marionetką.
 - Sasori... wydoroślej w końcu. - skwitowała, następnie wstała z zamiarem wyjścia, gdyby nie czyjaś dłoń, chwytająca ją tak gwałtownie za nadgarstek. 
 - Wiem, że się denerwujesz, ale...
 - Niczym się nie denerwuję! 
Zaskoczona swoim nagłym wybuchem, zakryła dłonią usta, a jej policzki zalały się czerwienią. 
 - Chodź tu, ty łobuzie. - powiedział ze śmiechem Akasuna, czochrając przy tym jej włosy. - Muszę iść. Do zobaczenia. 
Zabierając swoje rzeczy, wyszedł z pomieszczenia, nie dając jej nawet czasu na odpowiedź. Gdy drzwi w końcu się za nim zamknęły, wypuścił nagromadzone płucach powietrze, które wstrzymywał od dłuższego czasu. 
Dlaczego to akurat faceci muszą być silni? 

~ Następnego dnia, poranek ~

   Kucał na gałęzi starego dębu, obserwując ze spokojem życie, toczące się u jego stóp. Prawy kącik ust wbrew woli Sasoriego, uniósł się do góry. "Czy ta dziewucha, zawsze musi być taka uparta?" - pomyślał, poprawiając maskę na twarzy. 
   Chłopak dzisiejszego dnia był jedynie dodatkowym zabezpieczeniem podczas misji. Jeżeli pojawiłby się jakikolwiek wróg, jego zadaniem byłoby go zniszczyć, aby nikomu innemu nie stała się krzywda. W pewnym sensie był przynętą, ale to nie do końca trafne określenie. 
   Jeżeli chodzi o jego obecność... Rozkazem wielmożnego Kazakage było utrzymanie postaci Sasoriego w tajemnicy. Podobno tak jest lepiej. Mimo to nie potrafił utrzymać buzi na kłódkę przed Rozalią. Zdawał sobie sprawę, że dzięki temu dziewczynie łatwiej będzie przez to wszystko przejść. Zresztą i on się cieszył, że dzięki temu raz czy dwa uda mu się z nią potajemnie porozmawiać, nie doprowadzając przy tym Rozali do zawału. 
   Zastanawiacie się zapewne o co chodzi dokładniej z tą misją. Bo widzicie... W Sunie nie było bezpiecznie. W powietrzu wisiała wojna. A Rozalia... Rozalia jest jinchuuriki demona, który posiada dziesięć ogonów - Juubiego. Zapewne zdajecie sobie sprawę co, by się stało, gdyby dziewczyna wpadła w niepowołane ręce? Zagłada. Cierpienie. Śmierć... Dlatego Sasori, postanowił, że zrobi wszystko co w jego mocy, by nikomu nic się nie stało, aby jej nic się nie stało...
   Nawet nie zauważył kiedy wyruszyli, ale wokół panowały już egipskie ciemności. Zdecydowanie przydałby się postój, z racji tego, że podróżowali już cały dzień. Wkrótce po tej myśli, rozbili obóz. Kucnął wygodniej na gałęzi, spoglądając na niebo pełne w białych plamach. "Zapowiada się długa noc" - pomyślał, zdejmując maskę z twarzy. 

~ Około 3 godziny później ~ 

   Rozalia nawet nie wie kiedy położyła się spać. W każdym razie póki co nie dała rady zmrużyć oka nawet na chwilę. Wściekła, skopała kocyk do czubków palców u stóp. Rozpięła drzwi od namiotu, następnie wyszła na zewnątrz. Zaskoczona zauważyła, że przy ognisku ktoś już siedział. Usiadła na przeciwko zakapturzonej postaci, sięgając do jednego z plecaków po jabłko. Wgryzając się w owoc, spojrzała spod przymrużonych powiek na na tajemniczego gościa.  
 - Nie powinieneś bardziej kryć swojej obecności? - spytała, spoglądając w jego oczy
 - Powiedzmy, że zlitowałem się nad osobą, która właśnie pełniła tu wartę. - odparł, odchylając się całym tułowiem do tyłu, przez co kaptur od płaszcza w spowolnionym tempie, opadł mu na plecy.
 - Tak, masz rację. Akasuna no Sasori - drugie wcielenie matki Teresy z Kalkuty. - odparła sarkastycznie, odgryzając spory kawałek jabłka.
Do jej uszu dobiegł charakterystyczny śmiech czerwonowłosego.
 - Co cię tak śmieszy? - spytała, pogryzając owoc.
 - Ty.
Nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy znalazł się tak blisko niej. W każdym razie, kiedy uniosła swoje żółte tęczówki w górę, napotkała tam inne, brązowe. Z wrażenia aż upuściła ogryzek jabłka na ziemie. Mężczyzna zbliżał się do niej coraz szybciej, a ona nie potrafiła drgnąć choćby o milimetr. Parę sekund później i kilka nerwowych oddechów, ich usta połączyły się, a języki zaczęły bajeczną wojnę. Czas przestał się liczyć. Nastała ciemność.

~ Ranek ~

   Otworzenie oczu było bardzo złym pomysłem, zważywszy na to, że promienie słoneczne na swoją ofiarę wybrały właśnie ją. Przeciągnęła się, jak kotka, następnie ubierając się pośpiesznie, wyszła z namiotu. 
   Zaskoczona zdała sobie sprawę, że rozgląda się za Sasorim, gdy objęła wzrokiem drzewo klonu po raz kolejny. Wściekła, kopnęła duży kamień przed siebie z taką siłą, że aż zabolała ją cała stopa. Niezadowolona z obecnego obrotu spraw, zaczęła krzyczeć na każdego po kolei, że chciałaby już wyruszyć. Ach, jak bardzo pragnęła mieć te misję za sobą! 

~♥~

   Smutnym wzrokiem przyglądał się rozgoryczonej dziewczynie, wiedząc, że nic nie może zrobić. Jego obecność podczas tej wyprawy miała być tajemnicą. Zacisnął dłonie w pięści, gdy po chwili poczuł silny cios w głowę. Zamroczyło go. Stracił równowagę. Spadał.
Był jak anioł, który stracił skrzydła.
 - Ro... - szepnął, wciąż lecąc w dół, następnie stracił przytomność.

~♥~

   Coś było zdecydowanie nie tak. Nie potrafiła dokładnie stwierdzić co konkretnie, ale pewnych znaków nie powinno się bagatelizować. W każdym razie planowała mieć uszy i oczy głęboko otwarte. 
Miała rację...
1 sekunda. W jednej sekundzie rozpętało się istne piekło. Tyle w zupełności wystarczyło...
 - Uciekaj, naczynie Juubiego. - powiedział shinobi, zasłaniając ją swoim własnym ciałem przed serią kunai.
Mimo, że uratował jej życie to... słowa tego człowieka bardzo ją zabolały. To co działo się wokół niej... przestało to Rozalię cokolwiek obchodzić, mimo, że Akatsuki przyszło właśnie po nią. Jednakże... czy tylko tym była? Naczyniem? Pojemnikiem dla demona? Czy kogokolwiek obchodziły jej uczucia? 
 - Sasori, uratuj mnie. - szepnęła, upadając na ziemie.
Kropla po kropli, płacz białowłosej jedynie coraz bardziej się nasilał. Wtedy to poczuła. Tą oblepioną krwią dłoń, chwytającą ją za dłoń. 
 - Obiecałem sobie... że... dopóki żyję... ty... b-będziesz bezpieczna. - wychrypiał, ciągnąc ją głębiej do lasu, kiedy sam ledwo stał na nogach. 
Przerażona, zakryła sobie usta dłonią. Stan Sasoriego... był krytyczny. 
 - Zaczekaj! Przecież jesteś rany! - zaczęła krzyczeć, zacierając się pietami o ziemie. 
Chłopak z bólem w oczach zatrzymując się gwałtownie, odwrócił się w stronę białowłosej.
 - Ci shinobi, właśnie tracą życie za ciebie. Nie wygrają tej bitwy, nie z Akatsuki.  Oni są niczym demony wyjęte z paszczy szatana. Ale ty... Ty musisz przeżyć! Rozumiesz, Ro?! Obiecaj, że przeżyjesz! - mówił i krzyczał, ściskając ją za ramiona.
Własne czoło opierał o skroń żółtookiej, a po jego policzkach ciekły łzy. 
 - Ja... - zaczęła, lecz w ułamku sekundy z ust skorpiona pociekła krew wprost na jej biust. Ciało chłopaka stało się wiotkie i nieruchome, a temperatura zaczęła spadać. Akasuna zsuwał się po jej ciele niczym kropla deszczu.
   Żółte tęczówki Rozali patrzyły się tępo przed siebie, a jej ciało przeszywały dreszcze. Przyłożyła obie dłonie do ust, po chwili jak szmaciana lalka, upadła na kolana obok Akasuny. 
 - Sasori... - szepnęła, następnie odważyła się na niego spojrzeć - Błagam, nie rób mi tego. - wyciągnęła rękę w stronę jego szyi, aby sprawdzić puls.
   Nie oddychał. To ją otrzeźwiło na tyle, aby zacząć go reanimować.
 - Sasori, idioto! Nie pokazałam ci tylu rzeczy, nie wyznałam że cię kocham, dlatego ty... nie możesz umrzeć, słyszysz?! Nie zostawiaj mnie! - płakała, uciskając mu klatkę piersiową.
Ale... zdała sobie sprawę, że to niemożliwe. On już nie żył, nie potrafiła przywrócić go do życia. Położyła głowę na jego torsie, wyjąc coraz głośniej.
 - Hm... Jesteś Rozalia, prawda? Pozwól być ofiarą dla Jashina. - powiedział Hidan, wyłaniając się z lasu.
To był koniec.

~ W niedalekiej przyszłości ~

   Blond Hokage spacerowała po lesie, obserwując tutejsze trupy z kamienną twarzą. W pewnym momencie zatrzymała się przy ciele chłopca, tonącego w kałuży (lekko zeschniętej) krwi. Tsunade pochyliła się nad młodzieńcem, następnie powolnym ruchem nadgarstka, zamknęła mu oczy. 
 - Czy to było przeznaczenie... Sasori? - spytała cicho
Otarła jedną samotną łzę z kącika lewego oka, następnie prostując się, pomaszerowała w kierunku Wioski Liścia. 
   W końcu trzeba było przygotować się do i tak nieuniknionej już wojny. Niestety ciężkie czasy nastały w świecie shinobi...

Drogi Czytelniku, czy nasunął ci się jakiś wniosek po przeczytaniu tej historii? 
Drogi Czytelniku, musisz wiedzieć jedno:
PRZEZNACZENIA NIE DA SIĘ OSZUKAĆ.
MUHAHAHAHAHAHA!!!

***
                                Bonus:

 (Dziewczyna miała mieć białe włosy, ale te zdjęcie jakoś mi się spodobało ^^)

No więc... Witam i tak dalej :* Jak tam wakacje, skarby? U mnie czasem nudno, a czasem... aż za wesoło xd
Zamówienie dla kolorowej, mam nadzieje że przypadnie jej do gustu oczywiście ^^
W każdym razie... BLOG ZOSTAJĘ OFICJALNIE ODWIESZONY OD DNIA DZISIEJSZEGO!!!
Bayo :*
PS. Myślę, że blog zostanie skończony już w te wakacje bez zbędnych komplikacji :)
PSS. Rozdział 22 pojawi się w najbliższym czasie .3.