wtorek, 21 października 2014

Rozdział 23 - Po prostu ze mną zostań... + Epilog

   Seny Namikaze, przeciera zaspane oczy. Było dość wcześnie, ale nareszcie uzyskał zgodę na opuszczenie szpitala. Z tego powodu nie miał zamiaru swojego czasu na coś takiego, jak spanie. Pragnął, jak najszybciej opuścić to miejsce, inaczej zwariuję. Chwycił ręcznik, zestaw do mycia zębów oraz czyste ubrania, następnie poczłapał do szpitalnej łazienki. Kilkanaście minut później stał nagi pod prysznicem, namydlając swoje ciało. Jutrzejszego dnia odbędzie się pogrzeb Uchihy Sasuke. To wydarzenie przyprawiało go o dreszcze. Czy powinien się na nim pojawić? Wygłosić jakąś wzruszającą wypowiedź, jak przystało na dobrego (eks)przyjaciela? Ale czy to nie byłby wtedy zwykły hipokrytyzm, skoro to właśnie on go zabił? "Ach, jakie to było męczące" - pomyślał, łapiąc się za głowę, przez co piana dostała mu się do oczu.
 - Aj cholera, ale szczypie! - piszczał Naruto ze łzami w oczach.
Z zamkniętymi ślepiami zaczął macać na oślep ścianę w poszukiwaniu kurka z ciepłą wodą. W końcu znalazł owy przedmiot, dzięki któremu poczuł na swojej skórze przyjemny strumień ciepłej wody.
   Po pewnym czasie stał w pełni ubrany przy swoim szpitalnym łóżku. Przyodział zwykłe, czarne spodnie oraz szarą koszulkę z czerwonym wirem na plecach. Opaskę z znakiem wioski Liścia zawiązał na ramieniu, zaś czarną torbę ze swoimi gratami przewiesił przez prawy bark. W końcu pogwizdując cichutko, wyszedł z pokoju. Odebrał jeszcze wypis od Ino, następnie z uśmiechem opuścił szpitalne mury. Zamierzał pójść prosto do domu i nim w jego głowie zrodziła się myśl, aby wstąpić na ramen, usłyszał, jak ktoś go woła. Odwrócił się zaskoczony do tyłu, widząc, jak w jego kierunku zbliża się Neji.
 - Musimy porozmawiać. - mówi poważnie, nie przyjmując słowa sprzeciwu.

   Późnym rankiem do gabinetu Hokage zmierzała Haruno Sakura. Stojąc spokojnie pod drzwiami, uderzyła w nie trzy razy, następnie odsunęła się do tyłu. Do jej uszu dobiega głośny krzyk słowa "Wejść". Zielonooka bez słowa sprzeciwu otwiera drzwi i wchodzi do pomieszczenia. Przystając w samym centrum pokoju, Sakura spogląda na blondynkę, która jest zwrócona do niej plecami.
 - Jak się czujesz? - pyta Tsunade, zdając sobie sprawę, że nie otrzyma odpowiedzi. 
Haruno prychając pod nosem, założyła kosmyk niesfornych włosów za ucho. 
 - I co ja mam ci powiedzieć? Jakby na to nie patrzeć, żyłam w przekonaniu, że go kochałam. Jednakże miałam czas, aby to sobie wszystko przemyśleć. Jednego mogę być pewna., to nie była miłość. Do tego teraz, kiedy nie żyje... Nie tęsknie za nim, a moje serce jest całe. A to wszystko dlatego, że Uchiha Sasuke, nigdy nie zajmował ważnego miejsca w moim serduchu. - mówiąc to, położyła rękę tam, skąd wydobywało się wesołe oraz silne "bum bum". 
Nie czekając na komentarz brązowookiej wyszła z gabinetu, spoglądając w przyszłość z wysoko uniesioną głową. 

   Naruto chyba nigdy nie dowiedziałby się, że ma tak wygodne łóżko, gdyby nie spędził dziś na nim wiele czasu, zatracając się we własnych myślach. Dzisiejsza rozmowa z Nejim była niezwykle trudna i ciążka do strawienia. To co usłyszał w dniu dzisiejszym, nie należało do najsympatyczniejszych rzeczy. Ciszy towarzyszy jego spokojny oddech, gdy rozlega się nieśmiałe pukanie do drzwi. Blondyn zwleka się z wyrka, następnie otwiera drzwiczki. To Hinata, którą automatycznie wpuszcza do środka. Chłopak kieruję swoje kroki do kuchni, lecz nie słysząc żadnych zabiegów za sobą, odwrócił się do tyłu.Spojrzał na nią z niemym pytaniem w oczach. 
 - Naruto, myślę... że nie powinniśmy być razem. - mówiąc to, wybuchła niepohamowanym płaczem.  
Nie myśląc nad tym co robi, przyciągnął ją do siebie mocno przytulając i głaszcząc po plecach.
 - Cii, głuptasie... Już dobrze, wiem o wszystkim.

   ...Siedzieli w ulubionym lokalu Naruto - Ramen Ichiraku. Aktualnie byli jedynymi klientami i chociaż dania zostały już przygotowane, nawet ich nie tknęli. 
 - Wiesz, że przez dłuższy okres czasu rodzina Hinaty z nią włącznie nie mieszkała w Konosze, prawda? Zastanawiałeś się może dlaczego? - spytał Neji, mrużąc oczy. 
Namikaze zmarszczył brwi, zastanawiając się poważnie nad odpowiedzią. Jednakże zdał sobie sprawę, że nie wiedział. Jakby na to nie spojrzeć, to po prostu nie interesowało go, więc nie pytał. Hyuuga wyczuwając myśli Uzumakiego, zmroził go groźnym spojrzeniem, następnie kontynuował: 
 - Wszystko zaczęło się, kiedy Hinata była kilkuletnim dzieckiem. Jej matka wdała się w romans, ale ten człowiek jedynie ją wykorzystał, a potem wyrzucił do kosza, jak zużytą chusteczkę higieniczną. O wszystkim dowiedział się mąż, jednakże dla dobra własnego nazwiska, przygarnął ją z powrotem, nie komentując ani słowem tego incydentu. - powiedział Neji, następnie zjadł ciasteczko "Naruto" ze swojego ramenu. 
 - I to koniec?
 - Niestety nie... Pani Hyuuga bardzo kochała tamtego człowieka, aż w końcu popełniła samobójstwo. Wieści szybko rozniosły po wiosce i zaczęły przykre plotki. Dla własnego dobra zniknęli, dopóki sprawa całkowicie nie ucichła. - powiedział cicho
 - Kim był ten mężczyzna? - spytał Naruto, ostrożnie przełykając makron. 
 - Kim pytasz? Był bliskim kuzynem twojej matki, czyli kolejny popieprzony Uzumaki. 
Miska ramenu z hukiem uderza o ziemie. 

Chłopak łapie ją za policzki, a w jego oczach tlą się łzy. Przez krótką chwilę waha się, jednak w końcu opiera własną skroń o jej czoło. 
 - Obiecuję, że nasza historia będzie mieć inne zakończenie. Obiecuję, że nikt więcej cię nie skrzywdzi, Obiecuję, że nie uronisz już ani jednej łzy. A także przysięgam, że choćbym znowu miał stracić, ty zawsze pozostaniesz... tutaj. - przy ostatnich słowach, sięgnął po dłoń dziewczyny, kładąc ją na swoim sercu. 
 - Naruto... - po policzkach dziewczyny spływały łzy.
 - Cii, po prostu ze mną zostań. - szepnął, przytulając Hyuuge mocno. 

***

W końcu nadszedł ten dzień - pogrzeb Uchihy Sasuke. Pomimo, że był zdrajcą przyszła cała wioska. Niebo było niezwykle czyste, bez ani jednej chmurki. Naruto jednym uchem słuchał przemowy Tsunade, drugim wypuszczał. Jego wzrok skierowany był na drewnianym prostopadłościanie, który został opuszczany do średniej wielkości dołka. Po chwili każdy z zebranych, brał garść ziemi i mówiąc swoje trzy grosze, rzucał piasek na trumnę. W pewnym momencie poczuł, jak ktoś ściska go pokrzepiająco po barku. Uniósł wzrok, gdzie napotkał twarz Kakashiego-sensei. Był prawie pewny, że się uśmiechał, ale przez jego maskę ciężko mu było to stwierdzić. W końcu nauczyciel odszedł, idąc w ślady swoich poprzedników. 
   Nadszedł i czas na Uzumakiego. Powoli zaczął iść przed siebie, wszystko ucichło. Podszedł do stosu ziemi, schylił się i nabrał jej sporą garść. Otworzył dłoń, patrząc jak piasek przelatywał mu pomiędzy palcami. Kidy zostało go niewiele, zacisnął rękę w pięść. Wyprostował się, następnie wrócił do przerwanego marszu. Czuł, jakby droga ciągnęła mu się nie miłosiernie długo, nie posiadając końca. W końcu tam jednak dotarł. Przystanął na krawędzi, następnie uniósł rękę. Patrzył spokojnie, jak ziemia obija się o drewno, nic nie mówiąc.

EPILOG ~ W NIEDALEKIEJ PRZYSZŁOŚCI

   O wczesnej porze przy bramie Wioski Liścia stały trzy postacie. Różowowłosa kunoichi przytulała Hyuuge Hinate, żegnając się na długi okres czasu. Oprócz standardowego stroju shinobi, przyodziała czarną pelerynę z kapturem. Puszczając dziewczynę, spogląda na Uzumakiego.
 - Nie rozrabiaj beze mnie, dobrze? - spytała ze śmiechem
 - Tak jest, proszę pani! - wyszczerzony, salutuję z gracją. 
Ostatni raz spogląda na rodzinną wioskę, aż w końcu przekracza jej mury. Z każdym kolejnym krokiem oddala się od domu, ale ani trochę nie żałuję. W tej chwili własnie tego potrzeba pani doktor. O więcej nie prosi... 

 - Jak myślisz, zobaczymy ją jeszcze kiedyś? - pyta Hinata, kiedy medyczka znika im z oczu. 
 - Haruno Sakure? Oczywiście, że tak. Wystarczy, że ją dogonisz. - powiedział Uzumaki, po chwili dostał mocnego kuksańca w bok od Hinaty - Ajć, a to za co? - spytał z wyrzutem 
 - Chcesz wiedzieć? - pyta, Namikaze kiwa głową - Wystarczy, jeśli mnie dogonisz. - mówi, biegnąc w stronę wioski.
Blondyn kręci z niedowierzaniem głową, następnie ze śmiechem mknie za nią.

KONIEC.

***

obrazekCóż... Gdyby mi się wczoraj podczas mycia zębów nie przypomniało, że obiecałam Wam, oddać ten króciusieńki rozdział, pewnie dalej spokojnie leżałby sobie w bloggerze xd
Szczerze mówiąc... Nie mam pojęcia co Wam napisać O.o Wciąż do mnie nie dochodzi, że To jest już koniec. Z tym blogiem (I Wami oczywiście) przeżyłam jakiś rok i około 3 miesiące z nieważne jakimi przerwami, ale na pewno będzie to ważny fragment mojego życia :D
Dziękuję Wam za wszystko. Słowa pochwały, porady, a nawet hejty xd Za komentarze, wejścia, a nawet i cichym Czytelnikom, bo i oni są ważni.
Póki co nie planuję rozstać się z blogosferą, chociaż przyznam, że na początku września miałam ochotę po raz kolejny rzucić to w cholerę, ale co zrobić? Zbyt mocno Was kocham! :*
Tak więc... Tutaj Was już Żegnam, ale na pewno jeszcze się spotkamy :)
PS. Trochę mi wstyd, że ten ostatni rozdział taki krótki :/ I'm sorry ;(

niedziela, 12 października 2014

ShikTema - Doktorek.



   Pomimo iż śmierć należy do naturalnych zjawisk, marzymy aby nastąpiła, jak najpóźniej. Boimy się tego co nas czeka, a przynajmniej myślimy, że na tym etapie wciąż będziemy "żyć". Kto wie, ale może, kiedy nasze serce przestaje bić, a ciało staję się lodowate, wtedy nie czeka na nas już nic oprócz ogarniającej pustki i ciemności? A może trafimy do raju, gdzie dostaniemy drugą szansę oraz naszych zmarłych bliskich? Niestety Temari nie potrafi wam na to odpowiedzieć, nie w tym momencie, Śmierć jest tak blisko. Szczerzy do niej zęby, a ona bez wahania chcę oddać się w jej ramiona. Powstrzymuję ją jednak potworne kłucie serca, które nakazuję się zatrzymać. Na jej (nie)szczęście, wciąż istnieli ludzie którzy walczyli o nią, pragnęli odzyskać. Pomimo iż jest to miłe, cholernie boli. Powoduję w blondynce tworzenia się rys na sercu, komplikując wybór.
 - Nie utrudniaj mi tego, Shikamaru. - szepczę, ściskając swoją koszulkę.
Nie panuje nad swoim ciałem podczas ostatnich chwil swojego życia, jednak umysł w miarę możliwości jest w porządku. Sięga w głąb niego, zatracając się w lawinie wspomnień...

   Spogląda w boczne lusterko samochodu i przygląda się niebu z którego lada chwila ma lunąć deszcz. Nic dziwnego, ponieważ w dzisiejszej prognozie pogody zapowiadali opady i burze. Dociska pedał gazu, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce.
   Temari no Sabaku jest 20-parolatkiem, uczęszczającym na ostatnim roku studiów z prawa na Uniwersytetcie Tokijskim. Jednakże teraz wcale nie śpieszyła się na wykład, który dotyczy jej kierunku, a... medycyny. Te dwie pozycję nie mają ze sobą nic wspólnego, ale Temari zostaję właśnie w ten sposób zmuszona do spłacenia swojego długu z czasów licealnych. Jednym słowem chodzi o Ino. Nie zagłębiając się może w szczegóły o czasy przeszłe, skupmy się może na tych teraźniejszych. Wykład z medycyny poprowadzi niejaki Nara Shikamaru, czyli znany w całym kraju lekarz oraz przyjaciel rodziny Yamanaki. Noebieskooka planowała wybrać się na to spotkanie ze swoją przyjaciółką Sakurą, jednak tej coś wypadło. Jako iż Ino konieczne chcę wybrać się na ten wykład z kimś, a Temari nie ma w tym czasie żadnych zajęć oraz w grę wchodzi spłacenie długu... Sabaku po prostu nie może powiedzieć "nie".
   Rozmyślania kobiety przerywa dzwonek jej komórki. Bez wahania sięga do torebki, aby odszukać telefon, nie skupiając się odpowiednio na drodze. Niestety, jej torebka ma dość spore wyposażenie. Zirytowana nachyliła się bardziej nad owym przedmiotem, kompletnie ignorując wszystko co dzieje się wokół niej. Będąc blisko uniwersytetu, przez skupienie uwagi tam gdzie nie trzeba, nie zauważa czarnego samochodu jadącego wprost na nią. Nieświadoma tego zaczyna skręcać w stronę Akademi, tak, jak wspomniane wcześniej auto. Na szczęście kierowca samochodu w porę zahamowuję - zaledwie parę centymetrów przed nią - gwałtownie przyciskając klakson. Zaskoczona Temari wyjmuję w końcu telefon z torby i nim odbiera połączenie, obrzuca wzrokiem wściekłego faceta za kierownicą.
 - Uważaj, jak jeździsz palancie! - krzyczy, nastpnie wjeżdża na parking dla uczniów i studentów.
Pogrążona w rozmowie nie zauważa, że auto wciąż jedzie za nią.

   Powoli wspinała się po schodach budynku, przypatrując się czekającej na niej Ino. Dziewczyna ubrana jest w obcisłe dżinsy oraz jasno-niebieską koszulę na długi rękaw z ćwiekami na kołnierzu, który jest zapięty pod samą szyję. Na stopy nałożyła szare botki, a włosy ma związane w zwykłego kucyka. Ma rozdrażniony wyraz twarzy. Cóż, może dlatego, że przez Temari obie są już spóźnione i zostają przez to zajęte najlepsze miejsca w sali? Ledwo wspina się na samą górę, Ino okręca się na pięcie i bez słowa otwiera drzwi sali w której ma odbyć się ten jednorazowy wykład. O co się tak denerwować? Że przegapi, jak ten facet zacznie się im użalać, że medycyna to bardzo trudny kierunek i jakie to on ma życie? No dobra, może trochę przesada. Przecież tylko dlatego, że nie lubi oraz boi się lekarzy, nie musi tak być, prawda?
   Drepczze za Ino, spuszczając głowę w dół. To naprawdę jest krępujące, kiedy każdy się na ciebie patrzy. Dopiero, gdy zajmuję siedzenie na środku pierwszego rzędu (czyli jedyne wolne miejsca), odwarza się unieść wzrok oraz wyprostować plecy. Mruży oczy, przyglądając się niejakiemu doktorowi Nara. Ubrany w prosty czarny garnitur oraz włosamizwiązanymi w kucyk, rozgląda się po tłumie. Jest przystojny, to fakt, ale jego osobę otacza jakaś dziwna aura. I kiedy wzrok Shikamaru zatrzymuję się na niej, a on uśmiecha sie diabolicznie, wie, że jest w tym coś więcej. W duchu zaczyna modlić się, aby ten wykład kończy się jak najszybciej, kiedy z jego ust powoli wydobywają się słowa.

   Zaczyna przysypiać, kiedy czuję, jak Ino szturcha ją w ramię. Roztargniona siada pod kątem 90 stopni i zaspanym wzrokiem spogląda na patrzącego na nią wykładowcę. Rumieni się ze wstydu oraz zdaję sobie sprawę, że Nara nieźle bawi się jej kosztem o czym świadczył rozbawiony uśmieszek na twarzy.
 - Panno...?
 - Sabaku no Temari. - stara się dobrze zapanować nad głosem.
 - Panno Sabaku, wolę, aby nie tylko ciałem, również duchem uczestniczyła pani na tym wykładzie. Szczególnie, kiedy poruszyliśmy tak ważny temat, jak: "Co powoduję najwięcej wypadków na drogach?" Może poda nam panna, jakiś przykład? - pyta, podchodząc w jej stronę.
O mamuniu, tylko nie mówcie, że dzisiejsza akcja przed uniwersytetem...?
 - Nie mam pojęcia.
 - Och, doprawdy? Jest pani aż tak beznadziejna? Większość przepytanych przeze mnie osób odpowiada, że kierowca musiał być  pijany. A co jeżeli jest trzeźwy? Dlaczego w takim razie dochodzi do wypadku?
 - Ponieważ kierowca jedzie za szbko, wpada w poślizg, jest ciemno...
 - I?
 - Nie zwracał uwagi na drogę. - mówi cicho, chąc zapaść się pod ziemie.
 - Brawo, jednak nie jest pani aż tak głupia, jak myślałem. - odpowiada, następnie dziękuję wszystkim zebranym za uwagę, tym samym kończąc swój "fascynujący" wykład.
Sudenci zaczynają wychodzić z sali i kiedy stawia pierwszy krok w stronę wyjścia, zatrzymuję ją władczy głos Nary.
 - Panna Sabaku niech zostanie.
Spogląda rozpaczliwym wzrokiem w kierunku Ino, jednak ta gdzieś znika. Temari przygryza wargę i rusza w miarę własnych możliwości, pewnie w jego stronę. 
 - Mam nadzieję, że czegoś pani się nauczyła.
Nie odpowiada.
 - Zaniesie pani moje rzeczy do samochodu. - odpowiada, uśmiechając się drapieżnie. 
 - Chyba żartujesz?! - krzyczy oburzona.
 - Och, a więc przeszliśmy na "ty"?
Wściekła chwyta jego graty, następnie rusza w stronę parkingu szkolnego. 
 - W sumie to nawet lepiej. Denerwuję mnie mówienie do równej mi wiekiem osobie, per "pani/pan", Temari. - mówi ze śmiechem, mocno akcentując jej imię. 
Przyśpiesza chód i nim zdaję sobie sprawę, stoi przed autem Shikamaru. Zwinie odbiera swoje rzeczy z jego rąk, następnie Nara otwiera drzwiczki ze strony pasażera. 
 - Wsiadaj.
 - Co proszę? - odpowiada ogłupiała.
 - Chyba nie myślisz, że pozwolę takiej idiotce jak ty, jeszcze raz usiąść za kierownicę? Dziewczyno, kto ci w ogóle dał prawo jazdy? - mówi oburzony i nim Sabaku zdaję sobie z tego sprawę, siedzi z nim w samochodzie, podając mu niechętnie swój adres zamieszkania. 

   Wściekła kobieta trzaska drzwiami, wchodząc do swojego mieszkania. Przeklina w duchu Shikamaru oraz rzuca torbę na fotel, następnie maszeruję do kuchni. Otwiera lodówkę i wyjmuję puszkę Pepsi. Wchodzi do salonu, chcąc obejrzeć swój serial. Siedząc na kanapie, wlepia ślipia w ekran telewizora, myślami jest gdzie indziej. Wciąż na nowo odtwarza wydarzenia dzisiejszego dnia. Katując swój umysł, brutalnie uderza głową o poduszkę i ma nadzieje, że ten okropny dzień "magicznie" zniknie. 
   Słyszy dźwięk przychodzącego SMS'a, wyciąga rękę do stolika w poszukiwaniu telefonu. Marszczy czoło na widok nieznanego numeru, następnie otwiera wiadomość:


"Jutro. 12.00. Kawiarnia za rogiem.
Nara Shikamaru"

   Zaciska usta w wąską kreskę i zastanawia się, jak doktor staję się posiadaczem jej numeru telefonu. patrzy jeszcze raz na treść SMS'a, zastanawiając się co robić. Planuję nie przyjść, ale jest też ciekawa, czego od niej chcę. Poza tym, wie gdzie mieszka...

   Następnego dnia w samo południe, staję po drugiej stronie ulicy i przygląda się miejscu ich spotkania. Wiatr wściekle bawi się jej włosami, wciąż na nowo przysłania widok kobiecie. Rozdrażniona czesze niesforne kosmyki za uszy. Nabiera głośno powietrza, następnie stawia stopę na jezdni. To zwykła kawiarnia, zwykłe spotkanie z człowiekiem, którego o mało nie staranowałaś samochodem. Uspokajała się w duchu, starając się jakoś opanować nerwy. Otwiera drzwi kawiarenki, napawając się zapachem świeżo parzonej kawy. Rozgląda się po pomieszczeniu, szuka doktorka. Krzywi się nieznacznie, kiedy widzi, że Shikamaru zajął stolik w samym centrum lokalu. Jej nieskrywana nadzieja, że usiądą gdzieś na końcu, właśnie pryska jak mydlana bańka. Wolnym krokiem podchodzi do niego i przygląda się, jak miętosi białą serwetkę od sztućców. Czyżby zżera go strach? Odchrząka, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Zaskoczony unosi głowę do góry, patrząc na nią z niedowierzaniem w oczach.
 - Przyszłaś... - mówi, jakby wciąż nie wierząc, że stoi ona przed nim.
Czy naprawdę aż tak bardzo mu zależy, ażeby przyszła? Tak prostym gestem sprawia, że... Nie, to niemożliwe. 
 - Usiądź. - mówi po dłuższej chwili i wraca do swojego znudzonego tonu głosu.
Chwilowa sympatia jaką przed chwilą do niego poczuła, rozpływa się w powietrzu. Wzdycha ciężko, następnie zajmuję wskazane przez niego miejsce.
 - Czego ode mnie chcesz? - warczy, chcąc od razu przejść do rzeczy.
 - Temari, nie tak agresywnie. - odpowiada ze śmiechem, rozbawiony jej zachowaniem.
Kiedy zaczyna otwierać usta do ich stolika podchodzi kelner. Oni to naprawdę zawsze pojawiają się w nieodpowiednim momencie. Zamawia mrożoną herbatę, a Shikamaru zwykłą kawę z cukrem. Czeka chwilę aż kelner oddala się na bezpieczną odległość, następnie wraca do rozmowy. 
 - Jest coś, co chcę żebyś dla mnie zrobiła.
 - Och, a niby dlaczego mam ci w czymkolwiek pomóc? - pyta, krzyżując ręce na piersiach.
 - Ponieważ tylko ty dasz sobie z tym radę. - odpowiada, uśmiechając się tajemniczo.
 - Doprawdy? A cóż to takiego?
 - Udawaj moją narzeczoną. - mówi poważnie, nie odrywając wzroku od jej oczu.

   Wiosenne promienie słoneczne wdzierają się do jej sypialni, wesoło wędrując po twarzy kobiety.  Mruga kilkakrotnie powiekami poprawiając ostrość obrazu, następnie przewraca się na plecy, ziewając szeroko. Kiedy przeciąga się porządnie, zamierza jeszcze raz przetrzeć oczy, kiedy zwraca uwagę na nowy element niej. Drogi pierścionek zaręczynowy widniejący na jej dłoni.
 - Żartujesz, tak? - pyta, kompletnie zdezorientowana tym, co właśnie słyszy.
 - Oczywiście, że nie. Widzisz Temari, mój ojciec już jakiś czas temu "łagodnie" poinformował mnie, że dopóki nie znajdę sobie przynajmniej ODPOWIEDNIEJ narzeczonej, nie mam nawet co myśleć o tym, aby oddał mi stołek ordynatora chirurgi. Od tamtego momentu staranie szukam kobiety z którą mogę spędzić resztę życia. Niestety bez większego skutku. I kiedy mam już się poddać, spotykam ciebie. Czuję, że jesteś kobietą, którą zaakceptuję mój ojciec. Naturalnie, oferuję ci związek czysto formalny. Jeżeli zostaniesz przyjęta do rodzinny przez mojego rodziciela, po pewnym czasie weźmiemy ślub w urzędzie, a kiedy zostanę ordynatorem - rozwód z orzeczeniem o mojej winie rozpadu życia małżeńskiego. Zdaje sobie sprawę, że nie tak łatwo będzie mi cię przekonać, ale obiecuję, że gdy będzie po wszystkim, zniknę z twojego życia raz na zawsze, a jako iż jestem natrętną osobą, zamierzam przekonywać cię aż do skutku.
Nie ma zbyt wiele do stracenia, dlatego się zgadza.
   Podobno w życiu nie ma dobrej ani złej odpowiedzi. Mimo tego zazwyczaj kwestionujemy nasz wybór, zastanawiając się, jak wygląda przyszłość, gdy zostanie przez nas wybrana inna droga. W życiu nie raz zostajemy poddani wszelakim decyzjom. 
 - Zgadzam się. - odpowiada, widząc jak na jego twarzy formuję się maska dezorientacji, która szybko zostaje zdominowana przez ogromną radość. Nie potrafi również się nie uśmiechnąć.

   Trzęsącą się ręką, przejeżdża szminką po ustach, rozmazując się przy tym. Klnie siarczyście, następnie zaczyna naprawiać szkody.
 - Nie denerwuj się tak. Przecież cię nie zgwałci. - odpowiada Shikamaru, siedząc spokojnie.
 - łatwo ci mówić. - fuknęła, zerkając na niego znad lusterka.
Po ponad tygodniu ich narzeczeństwa, Shikamaru załatwia im spotkanie z jego ojcem. Cóż, doktorek nie próżnuję przez cały ten czas. Pręży się i gimnastykuję, ażeby zaprezentować ją przed jego tatą jak najlepiej. Każe nawet, aby wyuczyła się parunastu kwestii w razie gdyby, ma okazać się, że nie umie kulturalnie i mądrze prowadzić konwersacji z drugą osobą. 
 - Dlaczego? - pyta, bawiąc się kieliszkiem do wina.
Kiedy zaczyna otwierać buzie, zauważa, jak w ich stronę zbliża się uderzająco podobny mężczyzna do Shikamaru. Zerka na doktorka, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. W tym samym czasie wstali ze swoich siedzeń i ze sztucznym uśmiechem doklejonym do twarzy, witali jego ojca. 
 - Konnichiwa. - mówi, kiedy mężczyzna jest już dostatecznie blisko nich.
 - Konnichiwa, Otōsan. - wtóruję jej Shikamaru.
 - Dziękuję, osiądźcie. - odpowiada pan Nara, zajmując miejsce między nimi.
Chwilowe szuranie krzeseł i zapada niezręczna cisza, którą przerywa przyjście kelnera. Wybieranie potraw przeciąga się przez długi okres czasu, przez co Temari czuję się, jak osoba która poznaję wieczność. 
 - Jak długo się znacie? - pyta pan Nara, kładąc serwetkę na kolana.
 - Od...
 - Nie ciebie pytam, Shikamaru. 
 - Od roku, a w aktualnym stanie prawie od dwóch tygodni. - Idealnie  kłamstwo, doskonale wyuczone na pamięć.
Szczerze mówiąc źle się z tym czuję. Nie jest człowiekiem, któremu łatwo wychodzi oszukiwanie innych. A jeżeli już to zrobi, potem niemiłosiernie dokucza jej sumienie. 
 - Och, doprawdy? A gdzież to się poznaliście, jeśli można wiedzieć?
 - Na uczelni, a raczej przed nią. O mało nie wjechałam autem w pańskiego syna. - odpowiada, dostając mocnego kopa w piszczel od doktorka.
Postanowiła, że nie będzie kłamać...
 - Ach, tak? Zazwyczaj słyszę: "Spotkaliśmy się przypadkiem na ulicy" bądź "Wybrałam się z koleżankami do klubu, kiedy podszedł do mnie Shikamaru i zapytał, czy nie chciałabym z nim zatańczyć" - mówi pan Nara, ale widząc zszokowaną minę syna, dodaję - Naprawdę sądziłeś, że nic nie wiem? W każdym razie co jest dalej, Temari?
 - Zaproponował, że odwiezie mnie do domu, a następnego dnia zaproponował kawę. 
...ale postanawia zostawić parę rzeczy w tajemnicy.

 - Udało się, Temari! Naprawdę cię polubił! - krzyczy uradowany Shikamaru, okręcając zaskoczoną kobietę wokół niego w radosnym tańcu.
 - Pomimo tego, że nie trzymałam się twoich poleceń. - odpowiada, krzywiąc się przy tym lekko.
 - Czasem nie można trzymać się planu. - mruczy, chwytając zaborczo jej podbródek, następnie spogląda w orzechowe oczy kobiety i składa na ustach blondynki natarczywy pocałunek, pełen obaw, że ona magicznie mu zniknie.
Nie ma pojęcia, kiedy zaczyna czuć do niej coś więcej niż zwykłą tolerancję jej osoby. Temari krok po kroczku wdziera się do jego serca, aż w końcu oplata się mocno o uczucia miłosne doktorka, pragnąc od niego, aby i on zaczął czuć do niej te żarliwe uczucie. Czując wyraźną akceptację oraz chęć na coś więcej niż pocałunek ze strony Sabaku, zmniejsza ciężar nacisku, całując ją delikatniej. Rozchyla usta, pozwalając aby ich języki, zaczęły własną pieszczotę. Nigdy nie był aż tak pewny swoich uczuć.

   Kiedy z jej ust wydobywają się słowa: "Zgadzam się", nie sądzi, że ta decyzja aż tak namiesza w jej życiu. Z udawanego związku powstaję prawdziwy. To nie są właściwe fundamenty ich relacji. Oczywiście nie powstrzymuję ich to przed tym, aby pogłębiać ten stan rzeczy.
   Od momentu tamtego pocałunku, upłynie już półtorej miesiąca. Wszystko idzie jak po maśle, a data ślubu już ustalona. Czego chcieć więcej?
   Jedzie właśnie do biura Shikamaru, nucąc pod nosem najnowszy hit zespołu Sheppard. Doktorek dzwoniąc około południa, kiedy brała długi, gorący prysznic, poprosił ją, aby przywiozła mu dokumenty leżące w kuchni. Temari hamuję na parkingu, następnie wysiada z usta w podskokach, kierując się do szpitala. Wsiada do windy, następnie klika przycisk z odpowiednią liczbą. Chwilę później stoi pod drzwiami mężczyzny. Nie czekając na zaproszenie, wchodzi do środka. Otwiera usta, kiedy zdaję sobie sprawę, że coś jest nie tak. Shikamaru stoi do niej odwrócony plecami z twarzą do okna, a z jego ust wydobywa się dym. On prawie nigdy nie pali.
 - Coś się stało? - pyta zaniepokojona. 
Ciężki wdech, kolejny obłok dymu, a jego ramiona napinają się jeszcze bardziej.
 - Powinniśmy się rozstać. - mówi w końcu, wciąż odwrócony do niej plecami. 
 - Nie rozumiem. - odpowiada zdezorientowana, marszcząc brwi.
 - Chcę to przerwać. To co jest między nami.
 - Ale...
 - Temari, nadal nie rozumiesz? Naprawdę jesteś aż tak beznadziejna, ja myślę? Próbuję ci powiedzieć, że z tobą zrywam, że nie zamierzam się z tobą żenić, że nic do ciebie czuję. To wszystko co jest między nami to jedne, wielkie kłamstwo. - mówi, odwracając się w końcu w jej stronę, patrząc na nią z odrazą. 
 - Nie wierzę ci... Nie wierzę ci, słyszysz? NIE WIERZĘ CI, DO CHOLERY! - krzyczy, łapiąc się za głowę, jakby mając nadzieję, że w ten sposób prawda do niej nie dotrze.
Zaczyna wycofywać się z jego gabinetu w kierunku schodów, widząc jak Shikamaru patrzy na nią z bólem w oczach, a ręce zaciska w pięści. W końcu biegnie schodami w dół, potykając się o własne nogi. Słyszy, jak Shikamaru krzyczy, że ma wrócić, ale ona nie słucha. Jak przez mgłę pamięta moment, kiedy wsiada do auta. Nie zapina pasów. Przez ścianę łez odpala silnik, następnie wjeżdża na autostradę. Wciąż płaczę. Nic nie widzi. Czuję, że uderza w coś... potem nastaję ciemność.

W szalonym tempie uciska klatkę piersiową Temari, próbując przywrócić jej puls. 
 - Shikamaru, przestań...
Patrzy na okaleczone ciało Sabaku z uczuciem, wie że ona z tego wejdzie. Jest taka silna.
 - Shikamaru, przestań! ONA JUŻ NIE ŻYJĘ! - krzyczy jego ojciec, zabierając go od niej.
Szamoczę się, krzyczy na daremno. 
 - Czas zgonu: 2.34.


~♥~

Bonus:

Helloł!

Ja wiem, ja wiem... Macie ochotę mnie zamordować. Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że się wyrobie przed kolonią, ale nie wyszło. Potem na drugi dzień po powrocie do domu, zaczęła się szkoła, a ja zdałam sobie sprawę, że nie mam kompletnie czasu i pisanie na miesiąc zostało odłożone na półkę z napisem "Później". Teraz zaczyna mi się powoli wszystko normować i wracać na właściwe tory, ale jak to się mówi: "Nie chwalmy dnia przed zachodem słońca" No, ale już możecie przeczytać to coś i za jakiś tydzień oczekiwać końca historii ♥ Miłość i pasja ♥ Rozdział został w sumie już dawno napisany w lipcu, ale że jestem uparta i zależy mi na tym, aby to był ostatni wpis na blogu, to cóż...
W każdym razie żegnam, oczekuję wielu komentarzy (nawet z hejtami) i... to tyle xd