czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 21 - Przeszłość czy teraźniejszość?

Dedyk, jak i podziękowania dla mojej Akari bez której pewnie nadal ten rozdział byłby nieskończony :*

Co dla was symbolizuję burza? Jak się czujecie słysząc grzmot w tle padającego deszczu? Czy pragniecie, aby skończyła się, jak najszybciej, czy może wręcz przeciwne? Bo wiedzcie, że tam głęboko w lesie rozpętał się koszmar. Szczególnie, że dawnym przyjaciołom przyszło walczyć na śmierć i życie...

   Sytuacja w jakiej przyszło mu się znaleźć była wręcz dobijająca. Już od razu, gdy ujrzeli swoich przeciwników pewne było, że to akurat jemu przyjdzie się z nim zmierzyć. Znowu. Raz już skopał mu dupsko, wcale się przy tym nie męcząc, więc teraz zapewne będzie podobnie. Jak widać od ostatniego razu Sasuke nie nauczył się zbyt wiele. Uzumaki spojrzał głęboko w oczy swojemu wrogowi, który posyłał mu kpiący uśmiech. Cóż, przynajmniej ciemnooki potrafi się jeszcze uśmiechać czego nie można było wywnioskować jeszcze kilkanaście minut temu:
"{...} Przez niebo przedziera się błyskawica, a za nią grzmot, któremu towarzyszy atak.  Nie da się ukryć, że głowa Orochimaru i reszta jego ciała, jako forma węża nie nalezą do najpiękniejszych widoków. Zapewne ma zamiar zostawić jednemu członkowi drużyny Naruto tą przeklętą pieczęć, co tak naprawdę miało tylko na celu zmylić ich uwagę od prawdziwego ataku. Tylko, że oni są na to za mądrzy, poza tym Shikamaru przedstawił im bardzo dużo możliwości ataku ich wrogów. Oczywiście blondyn nic z tego prawie nie zapamiętał, dlatego postanowił zdać się na swoich kompanów. Patrzył, jak Kiba z Shikamaru sprytnie powstrzymują Orochimaru, następnie... Chwila, czy to nie on miał wgnieść Uchihe w ziemie, gdy zaatakuję ich wszystkich? Cholera, jak zwykle o czymś zapomniał!
   Niebieskooki ruszył szybko do przodu uaktywniając przy tym tryb Bijuu, stworzył Mini-Rasenshurikena, następnie rzucił nim w Sasuke, który tak, jak podejrzewał Uzumaki, zrobił unik w prawą stronę. Blondyn uśmiechnął się szeroko, następnie po prostu za pomocą Latającego Boga Piorunów, pojawił się przed Uchihą, aby dać mu z pięści w twarz. Kruczowłosy nie zdążył zareagować, dlatego teraz leżał na ziemi. Naruto puścił oczko w stronę krzaków, w których stał jeszcze przed chwilą Sasuke. 
 - Hahaha, no nie powiem, że jesteś bardzo sprytny. Rzuciłeś Mini-Rasenshurikenem tak, aby Uchiha odsunął się na prawo, zaś samo jutsu wpadło w krzaki za którymi on stał. Jednak najistotniejsze w tym wszystkim jest, że była to tylko zwykła przykrywka dla sztyletu, dzięki któremu byłeś w stanie wykonać technikę Latającego Boga Piorunów. Czyż nie mam racji, Naruto? - spytał Kabuto, poprawiając swoje okulary.
 - W ogóle nie umiesz się bawić. - powiedział naburmuszony chłopak
 - Kretyn, kompletny kretyn. - mruknął Shikamaru, widząc zachowanie kolegi.
Uzumaki wiedział, że zachowywał się idiotycznie, ale to nie ważne. Miał czas dzięki temu, aby wszystko dokładnie przemyśleć. Wrogów było zaledwie troje (Planowałam dać jeszcze tą 4 z Wioski Ukrytego Dźwięku, ale zrezygnowałam. Po 1. dużo walk do opisania, których nie umiem i nie za bardzo lubię pisać, a po 2. byłyby wtedy bardzo podobne (lecz bez wtrącenia się rodzeństwa Sabaku) z M&A Naruto ^^ dop. Zbuntowanej), a ich siedmioro z czego dwie osoby nie będą walczyć. Hinata, która ma coś z nogą oraz Tenten, która będzie mieć na nią oko, gdyby któryś z przeciwników wziął ją na cel. Szanse na wygraną są zdecydowanie wyrównane. Niestety ich przeciwnicy są piekielnie silni. Na dodatek po wybuchu w wiosce, Naruto nie mógł odnaleźć wszystkich przyjaciół, dlatego jego drużyna jest niekompletna.  
 - Jednakże nie zaważyłeś jednej, ważnej rzeczy... - rzekł Kabuto, uśmiechając się szyderczo.
Następne wydarzenia działy się zbyt szybko, aby ktokolwiek mógł w ogóle zareagować. Mianowicie powalony na ziemie Sasuke okazał się zwykłym klonem, zaś prawdziwy Uchiha uderzył blondyna jakąś mocną, ale nieśmiertelną techniką prosto w brzuch. Spowodowało to, zniknięcie ich obu z pola widzenia przyjaciół i nieprzyjaciół. Nikt przecież nie powiedział, że będzie łatwo..."
   Chłopak splunął po raz kolejny krwią, krzywiąc się przy tym. Następnie spojrzał wilkiem na kruczowłosego przez którego został rozdzielony z przyjaciółmi. Co prawda zapewne nie byli daleko od siebie, ale i tak bardzo się o nich martwił.

   Zmęczenie stawało się coraz bardziej uciążliwe, a każdy kolejny kubek kawy dawał coraz to mniejszy efekt. To po prostu straszne, ponieważ Sakura mogłaby zasnąć nawet na stojąco. Zapewne spacer na świeżym powietrzu byłby bardzo dobrym pomysłem, ale za oknem niestety szaleje burza. Ach, jak to czasem pogoda potrafi człowiekowi zepsuć plany. Aż załamać się można. Nie! Stop! Myślmy pozytywnie! Chociaż czy tak w ogóle się da? Przecież tak wiele zła czynią wszyscy ludzie na całym świecie, czy można znaleźć w tym coś dobrego? Na Ziemi powinna istnieć równowaga, ale czasem zdaję się człowiekowi (bądź tak faktycznie jest), że zdecydowanie przeważa zło. Chociaż w sumie czy warto w ogóle się nad tym zastanawiać? Już od setek lat nie potrafimy odpowiedzieć na te same, proste pytania. To jest bardzo dziwne, ponieważ człowiek powinien się rozwijać, a nie głupieć. No cóż, jak widać coś nie wyszło.

   Dziewczyna przystanęła przy oknie, spoglądając na świat panujący na zewnątrz. Może nie warto go znowu opisywać, gdyż zapewne każdy wie, jak szaleje tutejsza pagoda. W każdym razie warto myślę zaznaczyć, że ta burza zaczęła ledwo się rozkręcać. Dziewczyna przymknęła oczy, słysząc grzmot. Oparła ręce o parapet okna, zwieszając głowę do dołu. Czuła się fatalnie, tak bardzo pragnęła im pomóc. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogła nic zrobić, była bezradna. Jedyne co było jej dane to modlić się, aby ci wszyscy idioci wrócili z tego cali. Nic chyba nie dałoby rady, aby pokazać, jak bardzo się o nich martwiła.
 - Sakura, jesteś potrzebna w... - zaczęła Ino, lecz widząc przyjaciółkę, westchnęła tylko, aby podejść do przyjaciółki oraz położyć jej w pocieszającym geście, dłoń na ramieniu - Coś cię trapi, prawda?
 - Po prostu martwię się o tych kretynów. - powiedziała zielonooka, odwracając się w stronę blondynki
 - Nie będę kłamać. Ja również, ale znasz ich... dadzą sobie radę. - odparła z koślawym uśmiechem Yamanaka.
 - Ja wiem, ale... od jakiegoś czasu mam takie dziwne uczucie, że wydarzy się coś złego.
Przez chwilę panowała cisza, obie czuły to samo.
 - Saki, musimy iść na sale. - powiedziała Ino, uśmiechając się ze smutnym wzrokiem.
Haruno, spojrzał znów na okno, aby następnie ruszyć za przyjaciółką. O mamuniu, ale nastały ciężkie czasy!

   Hyuga spogląda zaskoczona na miejsce w którym przed chwilą stał Naruto. Zaczęła się trząść zaciskając przy tym mocno pieści. Chyba niczym nie dałoby się opisać, jak w tym momencie była wściekła. Na dodatek od dawna nurtujące ją pytanie, stało się jeszcze bardziej uciążliwe. Czy na pewno... tylko Sasuke jest temu wszystkiemu winy? Czy ludzie z jego otoczenia mogli mieć na niego jakiś wpływ? Jeśli tak to w czym zawinili, gdzie popełnili błąd? A może nie ma winowajcy, może tak po prostu miało się stać? Dlaczego to wszystko musi być tak skomplikowane?

   W każdym razie to nie jest za dobry pomysł, aby teraz o tym wszystkim myśleć.Trzeba w końcu zacząć działaś, a nie ciągle się obijać! Chociaż, niestety trzeba przyznać, że z tą nogą daleko nie zajdzie. Aj, cholera! Jak zwykle wszystko nie idzie po jej myśli. No cóż, powinna się już chyba dawno temu do tego przyzwyczaić. Jej życie pełne jest nie udanych planów.
  Hinata zeskoczyła z drzewa, kierując się w stronę, w którą poleciał Naruto oraz Sasuke. Była świadoma, że Tenten ruszyła za nią, ale nie przejęła się tym zbytnio. Oglądając się za siebie, spojrzała na swoich przyjaciół, którzy również zaczynali walczyć. Co ona tu robi, czy jest w ogóle potrzebna? Raczej nikomu się zbytnio nie przyda, a wręcz może jeszcze zaszkodzić. Uśmiechnęła się lekko, gdy usłyszała strzępki rozmowy tych idiotów. Na szczęście obaj jeszcze żyli...

   Jest prawie tak samo, jak wtedy. Teraz po prostu szaleję burza, pogarszając widoczność widzów, jak i przeciwników. Uchiha patrząc na blondyna, który próbuję mu wmówić, że wszystko da się naprawić, ma ochotę wymiotować. "Mleko się wylało", przestańmy się nad tym użalać i marzyć o zmienianiu przeszłości. Co się stało to się nieodstanie, błagam niech ktoś to wyjaśni temu idiocie. Poza tym czy kiedykolwiek Sasuke wspominał, że żałuję tego co zrobił, że chciałby, aby jego życie wyglądało inaczej? No własnie nie, więc to o czym tu mówić?

   Kruczowłosy uniósł kącik ust do góry, wyczuwając czakrę młodej Hyugi. Zapomniał. Istniała rzecz, którą Sasuek najchętniej, by zmienił. A to dlatego, że Kabuto po prostu potrafił wszystko spieprzyć. W końcu nikt oprócz niego, okularnika oraz Orochimaru, nie wiedział o czymś bardzo ważnym. Otóż dzień w którym to Uzumaki stracił pamięć, skończył się tak, jak nigdy nie powinien. Mianowicie moment w którym to Kabuto ruszył się w stronę Hinaty, nie był do końca taki, jak wszystkim mogło się zdawać. Szarowłosy wcale nie chciał sprawdzić czy Naruto zdąży na czas albo wziąć ją na zakładniczkę czy zadać jej jakieś rany. Ona... ona miała dostać jutsu powodując utratę pamięci o jej prawdziwym życiu. I właśnie wtedy na scenę wkroczyłby Uchiha, jak piękny rycerz w zbroi na białym rumaku. Wykorzystując to, że byłaby zagubiona, naopowiadałby jej wiele nieprawdziwych wydarzeń, a ona po prostu "jadłaby mu z ręki", nie zastanawiając się nawet czy on kłamię. Niestety, ale zazwyczaj genialne plany nigdy nie kończą się za dobrze dla ludzi, którzy je wymyślili.
    W każdym razie pora się skupić na teraźniejszości i o tym dziwnym monologu blondyna. Z tego co udało się wyłapać ciemnookiemu, teraz Uzumaki gadał coś o byciu dobrym i dzieleniu się posiłkiem.
 - Naruto, przestań w końcu mówić o tym chłamie i przejdźmy do walki, chyba że... cykor cię złapał? - spytał Sasuke, posyłając mu kpiący uśmiech.
 - Cóż... miałem nadzieje, że do tego nie dojdzie, ale skoro nalegasz. - powiedział jinchuriki. mierząc go spojrzeniem.
Nareszcie. - pomyślał Sasuke, nie mogąc się doczekać "zabawy" z niebieskookim.

   "...Uciekałem ile sił w nogach. Dlaczego? Lub przed kim? Znów miałem koszmar, a może to nie sen? Może oni naprawdę chcą zabrać ode mnie Kuramę? Ktoś złapał mnie za krtań. Ujrzałem przed sobą siwego Nagato! Ale przecież go zabiłem dattebayo!
- Brawo Nagato.
- Mówiłem iż lepiej jeśli się rozdzielimy Itachi. - Co?! To Itachi też tu jest? Ale przecież obaj byli martwi! Chyba, że to....
- Edo Tensei?
- Tak. Witaj Naruto. Miło cię znów widzieć.
- Nic do ciebie nie mamy, młody, jednak potrzebujemy twojej ogoniastej bestii. - Nagato został uderzony w twarz od Naruto. Musiał go puścić. Itachi użył swego sharingana i teraz młody Uzumaki był w iluzji. Posiadacz rinnengana wykonał pieczęć i znów przypominał siebie za czasów kiedy żył Yahiko. Powoli i nieśpiesznym krokiem zbliżał się ku ciału blondyna. Niebieskooki uwolnił się z jutsu Uchihy i uderzył pięścią czerwonowłosego w twarz. Odskoczył w bok i wrzucił w ich stronę wybuchowe notki. Byli członkowie Akatsuki odskoczyli w bok. Skinęli na siebie głowami i ruszyli do ataku.
Każdy z nich naszykował pięść, wprost na twarz blondyna, który w ostatniej chwili zeskoczył z drzewa i sami siebie uderzyli..."


 - Halo, śpiąca królewna? Przykro mi, ale twój książę się nie zjawi. - mówiąc to, Sasuke ruszył w kierunku blondyna.

Ech, no tak. Naruto po raz kolejny w tym dniu, wrócił wspomnieniami do przeszłości. Nic nie poradzi, to po prostu zawszę będzie nieodłączna część niego. No nic czas w końcu stanąć naprzeciw teraźniejszości, skupić się na walce. Niestety, ale będzie to trudna oraz ważna bitwa dla wszystkich. Jak się skończy? Nie ma pojęcia...

***

Ohayo :*
Czy ja wam czegoś nie obiecywałam? Co prawda to już końcówka lutego, ale jednak nadal luty xd
W tym rozdziale miały być walki, ale jakoś tak wyszło, że zaczną się dopiero w następnym rozdziale.
No dobrze to chyba tyle tym razem, papa :>
PS. Przyznać się... ile dziś pączków zjedliście? xd 

niedziela, 16 lutego 2014

Jud & Hidan - Bez Ciebie życie nie ma sensu.

   Życie bywa okrutne. Jedni posiadają wszystko, ale drudzy praktycznie nic. Ci, co ma ją to czego zapragną zazwyczaj są pustymi lalkami o wcieleniu diabła (Zdecydowanie za dużo powietrza xd dop. Zbuntowanej), lecz ludzie biedniejsi umieją docenić wartość przedmiotów czy pieniędzy oraz zazwyczaj są, jak i wyrastają na mądrego i miłego obywatela swojego kraju. Cóż, a tak przynajmniej jest w teorii, ponieważ praktyka to już całkowicie inna historia.
  Istniał pewien budynek od którego wszyscy trzymali się z dala. Zbudowany został z czerwonej cegły o silnej konstrukcji. Służył tylko do jednego, otóż był czymś w rodzaju drugiego domu dla znanych mafiozów którzy specjalizowali się najlepiej we wszystkim co związane było z marihuaną. To znaczy dla nie których był tym prawdziwym miejscem w którym czuli się dobrze albo po prostu nie umieli dobrze rozporządzać kasą z czego wiecznie mieli długi. Z tych powodów dla własnego dobra zamieszkali tutaj. Ich szef nic nie mówił na ten temat, zwyczajnie to olewał. W końcu był kobie... mężczyzną znaczy się. Czasami nowi członkowie bądź zwykły przechodzeń na ulicy mylił jego płeć przez te długie, blond włosy. Tą zacną osóbką jest nie kto inny, jak Douhito Deidara. Jak każdy porządny szef, miał swoją prawą rękę, którą była pewna różowowłosa dziewczyna z również różowymi oczami o imieniu Jud (Raczej jego skrócie, ale ci... xd dop. Zbuntowanej). Dlaczego akurat ją wybrał? Co w niej jest takiego wyjątkowego? Nie mam pojęcia...

   Szła wąskim korytarzem, paląc przy tym papierosa. Szef znowu ją wzywał, a ona musiała iść. Trzeba przyznać, że ten facet potrafi zirytować człowieka. Ostatnimi czasy wzywał ją przecież po kilkanaście razy dziennie. Okej, jest jego prawą ręką, ale bez przesady. 
   Stanęła przed jego drzwiami, następnie rzuciła papierosa na ziemie, aby zgnieść go butem. Deidara nie cierpiał, gdy kobiety paliły, więc musiała to przed nim staranie ukrywać. Włożyła gumę do buzi, odrzucając przy tym do tyłu różowe włosy, następnie zapukała energicznie do drzwi. Ostatnim czasy Jud podejrzewała blondyna o to, że zaczyna głuchnąć, a był przecież niewiele starszy od niej! Gdy do dziewczyny doszły charakterystyczne dla niego słowa: Otwarte do cholery jasnej un!, chwyciła za klamkę, następnie z uśmiechem weszła do pomieszczenia. Oparła ręce na jego biurku, unosząc jedną brew do góry, co oznaczało: Więc...? Facet spoglądał na nią spod przymrużonych powiek, po chwili westchnął tylko, aby po chwili w końcu przemówić.
 - Skarbie, co ja ci mówiłem o paleniu? - powiedział, kręcąc jej różowy kosmyk na swoim palcu.
 - Kochanie, a co ja ci mówiłam o trzymaniu dziwek w szafie? - odparła słodko, pokazując palcem za siebie.
 - Wygrałaś... - powiedział zły, odsuwając się od niej.
Otworzył szufladę w biurku z której wyjął jakąś teczkę. Podał ją dziewczynie, aby po chwili przejść do sedna sprawy.
 - Nic trudnego, po prostu musisz odebrać trochę marychy. - powiedział, bawiąc się przy tym gliną.
 - W taki razie skoro to łatwe zlecenie, to dlaczego mi je dajesz? - spytała oburzona.
 - Ależ skarbeczku, ja nie nie powiedziałem, że jest to łatwe zlecenie. - cmoknął zniesmaczony oraz skarcił palcem, jak jakiegoś gówniarza - Bo widzisz, nie jesteśmy jedną mafią w tym mieście. Co prawda najlepszą, co powoduję, że inni chcą nas wygryźć z tego miejsca. Są gorsi to fakt, ale mogą być piekielnym zagrożeniem. Na dodatek mam pewne podejrzenie co do człowieka z którym masz się dziś spotkać...

~♥~

Przemyślałam wszystko co powiedział mi Deidara i niechętnie, ale jednak musiałam przyznać mu rację. Teraz szłam razem ze swoją drużyną na miejsce spotkania. Starałam się być czujna, ale po prostu wszystko szło, jak po maśle i moja roztropność poszła do kąta. Nim się obejrzałam, gdy prawie trzymałam w rękach paczkę z marihuaną, jeden z moich ludzi został postrzelony w lewe ramie. Złapałam szybko towar, następnie schowałam się za dużą, drewnianą skrzynią, skąd zaczęłam strzelać. Moich ludzi było o wiele więcej niż przeciwników. Powinniśmy to wygrać - pomyślała Jud, załadowując nowe naboje do pistoletu. Uniosła głowę, by znów strzelić, lecz zatrzymała się w połowie drogi. Nie mogła oderwać wzroku od tego faceta. Wszystko było w nim takie gorące, ten zboczony uśmiech, a nawet siwe włosy. Dziewczyna nie ma pojęcia co się z nią dziej, chcę żeby to się przerwało. Zaskoczona zauważyła, że on również się w nią wpatruję, ale krócej od niej. Na jej twarzy pojawiły się rumieńce, przez co jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. Zaiskrzyło to fakt i to jeszcze... miedzy wrogami. Zapowiadał się niezły dramat. Jud powinna natychmiast przestać się gapić, bo to takie przecież... niegrzeczne. Niestety nie potrafiła, ale on ułatwił jej sprawę. Po prostu odwrócił się na piecie i wybiegł z budynku. Cóż... przynajmniej na razie jest żywy.
 - Kurwa, Jud! Dlaczego go nie zastrzeliłaś? - krzyknął Sasori, patrząc na nią z mordem w oczach.
Ale co ona mogła powiedzieć? Że patrząc na tego kolesia miękły jej kolana, w brzuchu szalało stado motyli? Przecież ten facet powinien być dla niej tylko wrogiem...

~♥~

   Deidara nie pytał się dziewczyny o jej niedyspozycje. Po prostu przyjął towar, przyglądając się uważnie jej twarzy.Potem ruszyła do wyjścia, ale nim zdążyła zamknąć drzwi, usłyszała:
 - Nie rób głupstw, Jud. 
To tak, jak poprosić krowę, aby nie produkowała mleka. Blondyn przecież nie zna różowookiej od dziś, poza tym jego prośby dają zazwyczaj u niej odwrotny skutek...
   Patrzyła się przez okno w jej gabinecie, następnie wstrzyknęła sobie narkotyk prosto do żył. Uśmiechnęła się szeroko, gdy świat z szarego i ponurego zamienił się w wieczną tęcze barw. Nagle naszła ją wielka ochota, by pospacerować po tym kolorowym zakątku Ziemi. A, gdy Jud miała na coś ochotę, to po prostu to robiła.
   Padało, ale ona nie zwracała na to szczególnej uwagi. Szła przed siebie, uśmiechając się głupio. Nagle poczuła, jak ktoś chwyta ją za nadgarstek, ciągnąc do tyłu. Przestraszyła się nie na żarty, miała zamiar krzyknąć, gdy poczuła męską dłoń na swoich ustach. Aż ją korciło, by ją ugryźć, gdy zobaczyła człowieka, który był za to wszystko odpowiedzialny.
 - Tylko nie krzycz, ok? - spytał się, patrząc jej głęboko w oczy. 
Dziewczyna kiwnęła głowa, więc zabrał rękę z jej twarzy, ale nie odsunął się za daleko. Wziął jej różowy kosmyk do twarzy, następnie z kwaśną miną spojrzał na nią.
 - Nie powinienem, jesteśmy przecież wrogami. Jednak nie potrafię wymazać ciebie z mojej pamięci, nie powiem, że ty i twoje kształty niezmiernie mnie pociągają. - uśmiechnął się zadziornie, kładąc rękę na tyłku różowowłosej.
Stało się, była już jego...

   Spotykali się już kilka tygodni, jak na razie nikt z obu mafii o tym nie wiedział. Zresztą to nawet i lepiej, bo gdyby się o tym dowiedzieli, byłoby strasznie. Tego wieczoru umówieni byli na jakiś film, naturalnie nie na żadne romansidło! Gdy byli razem, zachowywali się zupełnie inaczej, ale oczywiście Hidan nadal był przesadnie zboczony, o czym nieraz przekonała się Jud. Ale był wierny. Niegdyś, jeszcze za nim ją spotkał, był zwykłą świnią, która potrafiła spotykać się z kilkoma panienkami na raz. Oczywiście chodziło głównie o seks, ale teraz z Jud... to było coś zupełnie innego. Niestety, ale nie wiedzieli jednego. Film na który się wybrali był pułapką. Zarówno obie mafie podejrzewały zdradę swoich ludzi, a ostatnio mieli na tym punkcie bzika. Tak, więc oprócz Jud i Hidana w kinie byli zwykli ludzie oraz ich przyjaciele
   Film się zaczynał, więc pora zacząć wybierać miejsca do siedzenie. Przez pierwszą połowę seansu, nic się nie działo. Zarówno dziewczyna, jak i szarowłosy siedzieli obok siebie niemal nieruchomo. Czujność mafiozów zaczęła słabnąć, w końcu może to był przypadek, że siedzą obok siebie? Jednak niestety, gdy Hidan zaczął kleić się do dziewczyny, mieli już pewność, że ta dwójka zdradza swoje rodzinny. Zaczęła się strzelanina, co wywołało panikę u zwykłych ludzi. Wiedzieli, że zapewne została wezwana policja, ale oni byli już we swoim własnym świecie...

Cholera jest źle, jest bardzo źle. Hidan wiedział, że schrzanił sprawę. Starał się ochraniać Jud, jak tylko mógł, ale co poradzić, że ta dziewczyna jest taka uparta? Wyrywała się do walki na każdą stronę, że ledwo nadążał. 
 - Jud, proszę idź gdzieś się schowaj. - powiedział, strzelając w jednego ze swoich dawnych znajomych. 
 - Oszalałeś? Nie zostawię cię! - krzyknęła, biegnąc do przodu.
 - Kurwa Jud, zawracaj! - krzyknął wkurwiony.
Chciał za nią pobiec od razu, lecz najpierw musiał znokautować kobietę, która celowała do niego z pistoletu. Uniósł głowę, patrząc prostu na różowowłosą, która całkiem nieźle dawała sobie radę. Nagle przerażony rozszerzył swoje czerwone oczy. Uniósł szybko pistolet i już miał strzelić, gdy... Miał pusty magazynek! Kurwa, kurwa, kurwa! Nie miał zapasowego. Przerażony pognał przed siebie, musiał zdążyć, musiał...!!! Dźwięk syren oraz wystrzał z karabinu będzie już zawsze śnił mu się w koszmarach. Wtedy własnie zginęła Jud, a on zaczął nienawidzić cały świat. Już nigdy nic nie było takie same...

***

Bonus:


Ohayo :*
No więc... Jud doczekałaś się w końcu xd
Nie będę się tu za bardzo rozpisywać, po prostu mam nadzieje, że się podoba ^^

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 20 - Krucha przyszłość.

   Kto, by pomyślał, że tyle rzeczy może wydarzyć się w tak krótkim czasie? Gdzie popełniła błąd? Czy udałoby się zatrzymać to pasmo nieszczęść? Na dodatek jako Hokage dostała zaufanie wielu ludzi, ale bądźmy szczerzy, zawiodła ich wszystkich. Zapewne w oczach każdego mieszkańca wioski lekko podupadła. No, bo wyjaśnijcie proszę co takiego mogło być trudnego w upilnowaniu jednego gówniarza? A także mimo to, że w dniu wybuchu, gdy uciekł Sasuke razem z nią w pobliżu było naprawdę kilku wspaniałych ludzi z ANBU. Kto, by pomyślał, że tak wiele złych rzeczy może wydarzyć się w tak krótkim czasie? Jedno było pewne, wszystko wydarzy się w przeciągu najbliższych dni. Oczywiście to nie tak, że...
   Rozmyślania blondynki, przerwało pukanie do drzwi, następnie wejście Shizune. A co ciekawsze ciemnooka trzymała w ręce butelkę sake. To nie wróży za dobrze. Hokage patrzyła uważnie, jak brunetka z cichym westchnięciem siada na krześle na przeciwko niej, a na stole stawia alkohol.
 - Tsunade, błagam tylko się nie złość. - powiedziała Shizune ostrożnie.
Niestety, ale prośba kobiety podziałała na brązowooka z kompletnie innym skutkiem, lecz próbowała to ukryć.
 - O co chodzi? - spytała, marszcząc brwi.
 - O dzieciaki... Oni... wyruszyli za Sasuke, aby sami mogli wymierzyć mu... karę. - starała się mówić spokojnie i dobrze dobierać słowa, ale niestety nie dała rady.
 - Kto? - spytała blondynka, mocno ściskając swoją czarkę.
Shizune widząc to, zabrała ją jej szybko, aby po chwili nalać do niej sake. Zrobiła to również ze swoją, następnie unosząc głowę do góry, zaczęła wymieniać nazwiska...
   Kobieta aż ze złości miała ochotę walnąć pięścią w biurko, jednak, jak na razie nie stać było ich na nowe. Opróżniła po raz kolejny swoją czarkę, następnie oparła brodę o ręce, patrząc w okno.
 - Co zamierzasz zrobić? - spytała zaniepokojona Shizune, ale...
... Tsunade milczała, pochłonięta swoimi myślami...

   Na dworze już od dawna zrobiło się ciemno oraz mroźnie. Cały personel włącznie z nią padał z nóg. To był długi oraz bardzo męczący dzień, aż marzyła się jakaś długa kąpiel w wannie. Ino idąc z dwoma kubkami kawy w ręce, po chwili siada na miejsce obok różowowłosej dziewczyny. Zielonooka budzi się od razu, następnie przyjmuje kubek z wdzięcznością. Przez chwilę panuje cisza, którą w końcu przerywa blondynka.
 - Wiesz już o Naruto i reszcie? - pyta się, upijając łyk brązowej cieczy.
 - Tsaaa, kompletni kretyni moim zdaniem. Chociaż... chętnie poszłabym z nimi. - mówiąc to Sakura, uśmiecha się delikatnie.
Słysząc to niebieskooka klepie się w czoło.
 - Dziewczyno mamy wielu rannych i niewielu medyków, więc... - nie zdążyła dokończyć, ponieważ jej przerwano
 - Tak, wiem. Po prost głośno myślałam.
Między nimi zapanowała znowu smutna cisza co jakiś czas przerwana piciem kawy. W końcu Sakura musiała zadać pytanie nad którym długo się zastanawiała.
 - Ino... jak to wszystko się skończy?
Milczenie. Taka fajna odpowiedź na wszystko...

 Mimo chłodnej pory roku, Hinacie towarzyszyło uczucie ciepła. Tak, na pewno była na dworze, ponieważ czuła, jak wiatr targa jej granatowymi włosami. Można, by rzec, że znajdowała się pomiędzy. Spała, ale jednocześnie była przytomna. Zapewne wkrótce się obudzi, ponieważ ból w nodze stawał się coraz bardziej dokuczliwy, a ciało Naruto... Zaraz, co?! Z tego wszystkiego dziewczyna obudziła się bardzo gwałtownie i zapewne, gdyby chłopak mocno jej nie trzymał, spadłaby. Cała czerwona na twarzy patrzyła, jak blondyn z rozbawieniem unosi kącik ust do góry.
 - Hioshi... Gdzie mój kot? - spytała spanikowana i już miała zamiar pobiec go poszukać, gdy Uzumaki przycisnął ją mocniej do siebie.
 - Spadniesz. - mówiąc to, skoczył na kolejne drzewo.
O mamuniu, dopiero teraz zauważyła, że przemieszczają się w taki sposób. Jak nic spadłaby, uszkadzając sobie przy tym coś więcej niż nogę.
 - A co do Hioshi'ego, to zostawiliśmy go twojej siostrze. - powiedział spokojnie.
Zostawiliśmy? Tu zaświeciła ostrzegawcza lampka w głowie Hyugi, no bo w końcu z jakiegoś powodu użył liczby mnogiej. Dziewczyna postanowiła rozejrzeć się i co zobaczyła? Kibe, Tenten oraz resztę ich przyjaciół, którzy udawali zainteresowanie jakimiś swoimi sprawami oraz strategią, jak pokonać wroga. Jednak naprawdę cała ich uwaga była skupiona na tej dwójce: granatowowłosej i niebieskookim. To tak, jakby byli kimś w stylu wścibskich sąsiadek, a jak wiemy z doświadczenia, one potrafią być strasznie irytujące.
 - Hinata, jeżeli nie czujesz się na siłach w każdej chwili ktoś może zabrać cię do wioski. W końcu zabraliśmy ciebie bez twojej zgody i...
 - Nie ma mowy, zostaje! - powiedziała hardo, nie chcąc słyszeć słowa sprzeciwu.
Blondyn westchnął tylko cicho, zagłębiając się przy tym w swoje rozmyślania. Hyuga widząc to postanowiła rozejrzeć się za Shikamaru, aby opowiedział jej plan ataku. Tak, więc zaczął mówić, a ona oparła się policzkiem o plecy Uzumakiego z lekkim rumieńcem. Póki co nie planowała sama poskakać po drzewach.

   Głupi Naruto był trochę. Widać czarno na białym, że dziewczyna ma coś z nogą, a mimo to pozwolił jej zostać. Trochę dziwne również było to, że Neji  oraz ojciec Hinaty nie zgłosili słowa sprzeciwu, aby wziąć ją ze sobą. No, bo chyba widzieli, że jest poważnie rana? A może... po prostu blondyn zbytnio wyolbrzymiał tą sprawę? Szczerze mówiąc to pojęcia zielonego nie ma czemuż pozwolił jej zostać, ale cóż, stało się. Poza tym wątpił, aby nawet, gdyby kazał wrócić jej do Konohy, posłuchała go. Kto wie, jak to wszystko się potoczy? Przyszłość wydawała się taka krucha.
   Niedawno zaproponował dziewczynie przyjaźń oraz przeprosił za swoje złe zachowanie wobec niej. Ale czy koleżeństwo było dobrym wyborem? Naruto miał ostatnimi czasy coraz więcej wątpliwości. Szczególnie przez te wszystkie dziwne przebłyski, wspomnienia pojawiające się co jakiś czas. Co dziwniejsze wszystkie były z nią i każdemu towarzyszyło takie przyjemne uczucie, którego nie potrafił opisać. Zawsze były one kilku sekundowe oraz niespodziewane, ale pojawiały się coraz częściej. Blondyn nikomu o tym nie mówił, bał się. Nagle przypomniał sobie co powiedziała kiedyś mu Tsunade: że to tylko idiotyczne eksperyment Kabuto, który nie musi być doskonały. co oznaczało dla chłopaka to, że można go zniszczyć. W końcu nie był perfekcyjnie dopracowany. Czy tak właśnie się dzieje? Czy utracone wspomnienia kiedyś wrócą? Tak bardzo tego pragnął, o niczym innym tak ostatnio nie marzył. No, może z wyjątkiem bycia Hokage, ale to akurat jest wyjątek. W każdym razie co do tych tajemniczych przebłysków to Uzumaki ciągle je ignorował, ale co jeżeli podejmował wciąż złe decyzje? Jeżeli wcale nie miał racji i sobie niepotrzebnie szkodził?
   Zaskoczony chłopak uniósł głowę, wyrywając się ze swoich przemyśleń. Byli tak bardzo blisko celu...

   Doktor Haruno kończyła właśnie składać połamaną rękę sześcioletniego chłopczyka o brązowych włosach. Twarz miał brudną oraz zalaną łzami. Wiercił się cięgle niespokojnie, szukał kogoś wzrokiem.
   Jako, że w szpitalu zaczyna brakować miejsc, siedzą przy recepcji. Nagle drzwi otworzyły się szeroko, a do środka weszła kobieta w średnim wieku. Sakury wcale nie zdziwiło, gdy chłopczyk wstał z krzesła i pobiegł w jej kierunku. Podobieństwo między tym dwojgiem aż kuło po oczach. Kobieta wzięła dziecko na ręce, następnie patrząc na Haruno, porusza bezgłośni ustami, aby po chwili wyjść ze szpitala. Różowowłosa zrozumiała przekaz matki chłopca: dziękuje. Czasami zwykłe słowo potrafi podnieść człowieka na duchu. Dziewczynę ciekawi fakt, jak to wszystko się skończy. Zapewne za jakieś 10 lat, większość znajomych zacznie zakładać rodziny, a ona? Czy na tym przeklętym świecie istnieje ktoś, kogo pokochałaby ze wzajemnością? Sasuke... nie, jeżeli chodzi akurat o niego zdała sobie sprawę, że to co czuła do niego było tak naprawdę sztuczne oraz toksyczne. Nie kochała go nigdy. Chociaż... czy da się zapomnieć o człowieku nawet jeżeli nie jest się w nim zakochanym? Kiedyś pragnęła zawrócić go na dobre tory, ale teraz? Czy warto nadal się trudzić?

   Neji ma dość patrzenia, jak jego kuzynka się męczy. Kilka minut temu, jak Naruto ogłosił, że są blisko celu, dziewczyna niezgrabnie zeszła z jego pleców i powiedziała, że może już sama podróżować. Blondyn powiedział oczywiście, że chętnie ją jeszcze poniesie, ale ona się uparła. Głupia dziewucha, oj głupia i teraz cierpi. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że po prostu nie chce męczyć Uzuamkiego, ale ona przecież waży tyle co nic! Przez to wszystko schudła oraz zmieniła się. W końcu dźwiga teraz bagaż z nowymi doświadczeniami. Aż oczy bolą, gdy patrzy się na tą kruszynę.
   Nie no koniec! Jeżeli trzeba to Neji siłą zaciągnie ją do wioski. W ogóle nie powinni jej brać. Jeszcze coś się jej stanie i wszyscy będą się martwić. Jakby wszyscy mało mieli zmartwieć... Kompletnie bezsensu.
Przez niebo przedziera się błysk, a za nią grzmot, któremu towarzyszy atak. Za późno, nie zdążył...

   Sake, koniecznie potrzebna jej nowa butelka sake. Niestety, ale ona na trzeźwo tego nie przeżyje. Co prawda to nie ona musi teraz walczyć pod tym okropnym burzowym niebem. A właśnie! Kto, by pomyślał, ze tak lać deszcz będzie i to akurat dzisiaj. Zdradziecka pogoda, psiakrew cholera jasna. Kto, by pomyślał, że to akurat burza... burza rozpęta piekło. Chociaż może to i nie dziwne. Zresztą, mniejsza z tym.
Tsunade zaćmionym wzrokiem spogląda na zdjęcie Czwartego.
 - Jak myślisz? Dadzą sobie rade? - mówiąc to, uśmiechnęła się lekko.
Brązowooka to już chyba dzisiaj za dużo wypiła. No, żeby ze zdjęciem próbować nawiązać rozmowę? Aż wstyd! Chociaż przyznać się szczerze musiała, że jakoś lżej się jej na duszy zrobiło. W końcu Naruto jest synem Minato i Kushiny, do tego jest z nim świetny strateg, Shikamaru. Na pewno wszyscy to jakoś mądrze rozegrają. Wierzyła w nich.

***

Ohayo :*
Ojej, aż trochę wstyd. Długo nic, a jak jest to krótkie. Na dodatek, jak tak przeglądałam archiwum to kiedyś było 5-8 notek na miesiąc, a teraz tylko 1?! 
Masakra, przepraszamy bardzo. No, ale mam też dla was i dobrą wiadomość myślę... otóż mi, Zbuntowanej... wróciła wena! :D
 Po prostu tak bardzo się cieszę, że aż pisać mam ciągle ochotę, no ale nie mam czasu zbytnio, bo jutro do szkoły wracam. ;(
W każdym razie, postaramy się (ja i BFF) do końca lutego dać przynajmniej jeden nowy rozdział oraz ja w końcu napisać zamówienie Jud :)
No, więc... buziaki, trzymajcie się ciepło i nie chorujcie w ferie, jak ja! xd